wtorek, 31 marca 2015

Gonna need a spark to ignite

Do tego... domostwa włamał się jeszcze w nocy, chcąc odpuścić sobie babskie pogaduszki z Fobosem, które nudziły go coraz bardziej, a dotąd sądził, iż gorsze być nie mogą. "Co cię łączy z Chrisem? No? A z Lily? Jeśli coś jej zrobisz!!!", czy cokolwiek z tego było jego sprawą? Raczej nie. Na luksusowej kanapie zasnął trzymając w ręku świeże piwo, który w małej ilości wylało się i poplamiło dywan, kosztujący tyle, ile zarabiał w ciągu roku. Chrapał przy tym cicho, co jakiś czas przewracając się na drugi bok, by jeszcze bardziej ubrudzić sofę swoimi starymi butami pokrytymi błotem i wszystkim, co akurat znajdowało się na ulicy. Nie sądził, by osoba zamieszkująca ten dom była zadowolona z powodu jego obecności, ale cóż go to w tej chwili obchodziło.
No super. Nie ma to jak brak internetu, Aśka znowu zalegała z płatnościami, a co za tym szło nie mogła jak zwykle porobić zakupów przy pomocy swojego laptopa, a to zmusiło ją do wyboru - albo pójdzie zapłacić i będzie głodować, bo zapewne tak szybko blokady jej nie zdejmą albo pójdzie do spożywczaka, kupi żarcie, a rachunek zapłaci kiedy indziej. A jako iż była cholernie głodna, no i też papierosów jej brakowało wybrała tą drugą opcje. O dziwo gładko poszło jej stanie w kolejkach i przedzieranie się przez tłumy ludzi na ulicach, ale i tak nie miała na tyle odwagi by też w ten sam dzień udać się do banku i mieć z głowy ten cholerny internet. Udała się więc w stronę domu i długo nie trzeba było, by już użerała się z kluczami, których było mnóstwo i większości nie wiedziała skąd właściwie tyle ich ma i jaki co otwiera. Po dłuższej chwili udało jej się trafić i otworzyła drzwi. Weszła do środka, zdjęła płaszcz oraz buty po czym udała się w stronę salonu.
Puff! Reklamówka wylądowała na ziemi, a jej zawartość poturlała się w stronę kanapy na której rozłożył się pan włamywacz. No tak, serce mało nie stanęło jej na widok Abla. Dłoń instynktownie powędrowała w stronę ust i zakryła je uniemożliwiając krzyk. - Mogłeś.. uprzedzić. - Wydusiła z siebie nawet nie zauważywszy cóż ten chłopak wyczynił z jej kanapą i dywanem. Niech ma chwilę spokoju, później się będzie wściekać.
Śpiący ewidentnie już nie spał, będąc pod wpływem alkoholu i wszelkich innych substancji, z których korzystał wczorajszej nocy, stawał się bardzo wrażliwy na wszelkie dźwięki. Gdyby nie on połowa internatu zaspałaby, zupełnie ignorując swoje budziki, które on słyszał nawet, gdy umieszczono je parę pokoi dalej. Dopiero po chwili dotarło doń, że stoi nad nim Asiunia, a doskonale wiedział, że nie ujdzie mu na sucho to, co zrobił z jej salonem, toteż zerwał się nagle, przy okazji rozlewając resztki piwa, a także zataczając się, by wpaść na siostrzyczkę i podzielić się z nią pięknym, ulicznym zapachem. Zaraz odbił się od niej, bo raczej nie było to szczytem jej skrytych marzeń i uśmiechnął szeroko, unosząc triumfalnie butelkę. - Za Aśkę - wymamrotał niewyraźnie, na koniec szczerząc się jeszcze bardziej. Oszczędź, siostruniu, oszczędź.
Zaraz przeszło jej zaskoczenie i jednocześnie strach, iż ktoś zdołał włamać się do jej mieszkania. Bowiem nie przypominała sobie, by ten idiota posiadał parę zapasowych kluczy. - Jesteś pijany! - Tutaj już nie hamowała krzyku i zapewne odepchnęłaby go dość boleśnie, gdyby sam nie zdążył się odsunąć. - Kretynie. - Burknęła odbierając mu piwo kiedy tylko uniósł je wznosząc "toast". Choć Asia nie znała jeszcze tego słowa, w końcu kisiła się większość czasu w pokoju, a na żadną imprezę jeszcze nie zawitała. W sumie to dobrze, bo pewnie pod wpływem alkoholu przeleciałoby ją pół warszawy.
- Łżesz! - wrzasnął prosto do jej ucha, nie miał pojęcia co robi, ale nadal był z siebie zadowolony. Zazwyczaj nie odważyłby się nawet do niej zbliżyć, ryzykując oberwaniem jakimś ostrym narzędziem. - Jesteś wyjątkowo słodka - stwierdził, nagle zmieniając temat. - A te twoje koszulki to naprawdę świetne, jestem w... - urwał, nie wiedząc jak dokończyć to słowo. - Zachwycony! - mruknął już nieco trzeźwiej, co zawdzięczał wrodzonej zdolności do regeneracji, która szczęśliwie i taki stan naprawiała. Westchnął głęboko, pochylając się, by pochwycić osamotnione jabłko i wgryźć się nie. Skrzywił się, czując gorzki smak, jaki powstał z połączenia owocu. Wtem skierował swe kroki w stronę największego okna, by wyjrzeć na zewnątrz, albowiem nie miał bladego pojęcia, jaka jest aktualnie pora dnia. Wychylił się nieco bardziej, a później jeszcze bardziej, aż wreszcie odwrócił do dziewczyny, chcąc oznajmić jej, co też nowego odkrył w tym szerokim świecie, lecz postanowił bujnąć się na piętach, a pech chciał, by okno to było otwarte. Wyleciał. I uderzył w twardy chodniczek ułożony z kamieni. Bólu początkowo nie odczuwał, ale zaraz się to zmieniło. Upadek sprawił, iż odzyskał świadomość, toteż podniósł się, rozejrzał... i wrzasnął, gdy plecy zapłonęły.

niedziela, 29 marca 2015

Take my hand and let me show you the blind smile

Dawno, dawno temu, w czasach starożytnych bogów i... Wróć. Trochę za daleko wybiegliśmy w przeszłość, choć pewnie to właśnie zdanie oczekiwaliście usłyszeć na wstępie do mojej historii. Niestety, a może stety moje życie jest nieco krótsze niż wam się wydaje. Ale zacznijmy od początku.
Nazywam się Koroshio Rabicka, ale moi znajomi i rodzina często nazywają mnie 'Marchewa' z powodu koloru moich włosów lub 'Rabbit' czy 'Króliczek', przez podobnie brzmiące nazwisko bądź, jak mówi mój tato, przez mój oderwany od rzeczywistości styl bycia, który przynosi mu na myśl Alicję z Krainy Czarów. Jestem jedynaczką,  którą zakochana po uszy w Japonii mama skrzywdziła nieco dziwacznym i mocno zapadającym w pamięci imieniem.
Urodziłam się zimą, a dokładniej 22 grudnia szesnaście lat temu w jednym z wielu szpitali znajdujących się w stolicy Polski, Warszawie. To był bardzo trudny i skomplikowany dzień, szczególnie dla moich rodziców, pełen radości, ale niestety także i smutku. Powodem tego była wada, z którą przyszłam na ten świat. Jestem niewidoma. Nie martwię się jednak tym zbytnio. Od zawsze żyłam w ciemności, nie znając innego świat. Przyzwyczaiłam się do tego stanu i tak naprawdę trudno mi wyobrazić sobie moje życie innym. Owszem, nie wiem co to kolory, ani jak wygląda dokładnie świat, który każdego dnia odkrywam na nowo, są jednak również plusy. Z powodu braku zdolności widzenia reszta moich zmysłów niesamowicie się rozwinęła, a szczególnie słuch, dzięki któremu mogę rozpoznać osobę, za nim się jeszcze do mnie odezwie.
Mieszkam w dużym domu jednorodzinnym na obrzeżach miasta. W swoim pokoju spędzam większość czasu ćwicząc grę na skrzypcach, śpiewając, słuchając muzyki, czytając lub malując, a czasem nawet próbując tańczyć pod czujnym okiem nadopiekuńczych rodziców, którzy mogą pozwolić sobie na rozpieszczanie mnie do granic możliwości, dając mi wszystko o co poproszę, a nawet więcej. Jestem jednak niespokojnym duchem i trudno mi usiedzieć w jednym miejscu. Ciągnie mnie do ludzi i świata, a ciekawość nie daje żyć w spokoju. Dlatego wbrew woli rodziców często wymyka się do miasta, którego każdy zakamarki znam doskonale na pamięć, na dłuższe spacery, w których towarzyszy mi mój czteronożny przyjaciel, czarny labrador imieniem Mihno.

Chciałbyś wiedzieć, jak wyglądam... Cóż, to będzie trudna rozmowa, gdyż nigdy nie widziałam swojego odbicia. Z tego co mówili mi rodzice, mam długie, proste włosy w delikatnym odcieniu rudego, jakikolwiek to kolor jest. Podobno jestem dość wysoka w porównaniu do innych dziewcząt w moim wieku, gdyż mam około 170 cm wzrostu. Szczupła i drobnej budowy, nie podchodzę raczej pod anorektyczkę,  choć zbyt wielu mięśni to ja nie mam. Trudno uprawiać sport, kiedy nie wiesz nawet jak wygląda boisko. Moje oczy są w jasnym odcieniu zieleni, kolorem przypominające oliwki i chociaż zawsze wesołe i roześmiane,  przez cały czas obojętnie wpatrują się w pustą przestrzeń. Moja jasna cera i wiecznie uśmiechnięta buzia jest upstrzona tysiącami piegów,  czymkolwiek są te małe kropeczki nazywane pocałunkami słońca.
Z natury jest  osobą bardzo żywiołową i głośną. Fakt, że jestem niewidoma nie powstrzymuje mnie przed śmianiem się i braniem życia pełną garścią. Wszędzie mnie pełno i to widać, gdyż staram się zwracać na siebie uwagę innych ludzi. Nie potrafiłabym być szarą myszką schowaną w kącie. Jestem bardzo bezpośrednia i szczera. Nigdy nie kłamie czy 'owijam w bawełnę'. Zwykle najpierw robię, potem myślę, przez co nie raz wpadam w kłopoty,  z których szybko wyciaga mnie mój immunitet nietykalności spowodowany wrodzoną wadą, przez którą ludzie mi współczują i skaczą jak wokół księżniczki, chuchając na mnie i dmuchając. Ale ja tego nie chce. Wbrew pozorom sama potrafię się o siebie zatroszczyć, a czasem nawet i o innych. Mam wielu przyjaciół i znajomych dzięki mojej otwartości i optymistycznemu nastawieniu do życia. Niestety, mimo iż jestem bardzo przyjacielska, życzliwa i nigdy nie obarcza nikogo swoimi problemami  to nie potrafię zatrzymać zbyt długo ludzi przy sobie. Jestem dla nich kula u nogi. Pewnie dlatego nigdy nie miałam chłopaka,  ani się nie całowałam.
Co mogłabym więcej powiedzieć? Na początek może to, że jestem uczulona na kiwi,
a dokładnie na pokrywającą owoc, włoskowatą skórkę. Uwielbiam truskawki i wszystko co ma ich smak lub zapach. Lody truskawkowe, cukierki, lizaki, ciasto, płyn do kąpieli, perfumy. Pewnie dlatego prawie zawsze pachnę truskawkami. Lubię czytać książki, a szczególnie fantastyczne i przygodowe. Często bujam w obłokach i wyobrażam sobie, że to ja jestem najwspanialszą łuczniczką  wśród elfów i wyrusza na pełną przygód i niebezpieczeństw podróż by odzyskać skradzione kryształy. A tak naprawdę chcę, aby kiedyś przeżyć jakąś prawdziwą przygodę. Jednym z moich dwóch największych marzeń jest podróżować i odkrywać świat. Kolejnym jest pójść na koncert mojego ulubionego zespołu, Linkin Park lub Imagine Dragons. Nigdy nie miałam powodu by tak naprawdę pragnąć odzyskać wzrok. W końcu jak można chcieć odzyskać coś czego nigdy się tak naprawdę nie miało. Ostatnio jednak pojawiła się szansa i nadzieja dla mnie na inne życie. Skomplikowana i bardzo trudna, a przede wszystkim kosztowna operacja może mi umożliwić ujrzenie świata po raz pierwszy.  Szanse są jednak małe, ale moim rodzicom one wystarczają. Póki co, żyję we własnym, fantastycznym świecie, pełnym dziwnych stworzeń i bóstw mitoogicznych.  To zabawne, że w pewnym momencie ci ostatni stali się nieodłączną częścią mojego życia.

KP na szybko. Proszę nie bijcie,  a przede wszystkim nie zjedzcie mojej Kori. Kontakt z aytorką, która jak zawsze chętna na wspólne wątki i pisanie, ten sam co u Tsykiyomiego/Aleksandra.

sobota, 28 marca 2015

Spotkanie po latach

Dochodziła 17 na zegarze wiszącym tuż za ladą. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a księżyc nieśmiało wznosił się na niebie, co przyprawiło Tomohisę o przyjemny dreszcz. Jakoś tak lubił wieczory, kiedy to powietrze było nieco chłodniejsze, a przyjemny wietrzyk mierzwił mu czuprynę. On sam stał właśnie tuż przed niewielkim sklepem muzycznym, w którym pracował, wypalając papierosa. Odetchnął jeszcze kilka razy i schował się w środku. Usiadł za ladą i wrócił do czyszczenia kostek do gitary.
- Tomo, ja już lecę. Zostajesz sam. Poradzisz sobie? – Agata poprawiła misternie ułożone włosy i spojrzała na niego spode przyklejonych rzęs. Zatrzepotała nimi niewinnie. Najwyraźniej spieszyła się na randkę ze swoim nowym chłopakiem.
- Jasne, baw się dobrze – uniósł tylko na chwilę wzrok i sięgnął po klucze. Zamknie sklep dokładnie o 20, ale i tak podejrzewał, że już nikt w nim dzisiaj nie zagości. Jakże mile się więc zdziwił, kiedy białowłosy chłopak minął się z Agatą w przejściu.
Odruchowo stanął na baczność, nie mogąc z siebie wyzbyć tej japońskiej maniery.
- Dobry wieczór, w czym mogę pomóc – zapytał zmuszając się do nikłego uśmiechu. Mimo wszystko coś zaczynało z niego wyłazić. Coś z natury Europejczyka. Oj nie dobrze, Susanoo… nie dobrze.
- Dobry wieczór. - odpowiedział chłopak, spoglądając na sprzedawcę obojętnym wzrokiem. Ludzie nie zajmowali zbyt wysokiego miejsce w rankingu Tsukiyomiego. Zawsze uważał je za istoty słabe, ale równocześnie podstępne i zdradliwe, dopóki sam nie stał się śmiertelnikiem i nie poznał ich lepszych stron.
Nastolatka ogarnęło dziwne uczucia, sprawiające iż nie mógł, albo raczej nie chciał oderwać wzroku od bruneta. Coś podobnego poczuł już, gdy tylko przekroczył próg tego sklepu. Przez chwilę miał wrażenie, że wrócił do domu, gdzie wszystko i wszyscy czekają na niego z szeroko otwartymi ramionami. Zdawało mu się, że dziwna siła przyprowadziła go do tego sklepu, nie tylko ze względu na jego muzyczny asortyment i ciekawie wyglądającą witrynę.
Nie usłyszawszy odpowiedzi na swoje pytanie, wrócił na swoje miejsce. Wyciągnął spod lady ostatnią partię zakurzonych kostek do gry. Dmuchnął w warstwę kurzu i zakaszlał odganiając ją od nosa. Wciąż jednak obserwował swojego klienta, do którego coś go ciągnęło. Czuł jakieś znajome uczucie, jakby znał ów człowieka od zawsze, a mógłby przysiąc, że widzi go po raz pierwszy.
- To ich najnowszy album – rzucił, kiedy zobaczył że chłopak przystanął przy wystawionym albumie jednego z rockowych zespołów, zresztą bardzo dobrych zespołów trzeba dodać. W tym jednym ludzie nie mieli sobie równych. W tworzeniu muzyki.
Białowłosy obrócił się napięcie, nie mogąc nie skorzystać z okazji jeszcze jednego spojrzenia na chłopaka. Nie wyglądał dla niego jakoś zbyt specjalnie, ot jeszcze jeden zwykły śmiertelnik, możliwe, że wiekiem zbliżony nawet do jego ciała. Może mógłby i zostać jego znajomym czy nawet kolegą, gdyż widać było, że mieli podobne pasje. Może nawet byłby w stanie się z nim zaprzyjaźnić, z radością w końcu uświadamiając sobie, że nie musi być już dłużej sam. Szkoda tylko, że ich znajomość nie wytrzyma do rana.
- Uhm... Tak. - mruknął coś niedbale, za bardzo nie wiedząc jak odpowiedzieć. Choć przebywał na ziemi już dosyć spory kawał czasu, to przez swój dziwny sposób bycia, wciąż nie wiedział jak powinna wyglądać normalna rozmowa ludzi.
Tsukiyomi z wielkim trudem odwrócił wzrok od sprzedawcy i spojrzał na wiszące na ścianie gitary z wyraźnym zainteresowaniem. Szybko jednak ostudził swój zachwyt instrumentami, zastanawiając się w jakim celu tutaj w ogóle przyszedł. I tak przecież nie miał już żadnych pieniędzy. Dopiero co pojawił się w stolicy, dzięki uprzejmości, albo raczej nieuprzejmości kilku uroczych dziewcząt, które z chęcią wzięły biedaka na autostopa, żeby potem wyrzucić go w środku lasu. Powinien teraz chodzić po mieście, gorączkowo szukając jakiegoś lokum, a przede wszystkim pracy dla siebie, gdyż i tak sen pod gołym niebem bardziej do niego przemawiał.
Susanoo skończył czyszczenie kostek i odłożył ścierkę podchodząc do chłopaka, bo przecież i tak nie miał nic innego do roboty. Powiódł wzrokiem za jego spojrzeniem i uśmiechnął się nieco, ściągając ze ściany jedną gitarę.
- Chcesz spróbować – zapytał podając mu instrument. Każdy zainteresowany nowym sprzętem, mógł u nich go wypróbować i porównać z innymi, nawet jeśli i tak nie zamierzał ich kupić. Właśnie takie odniósł wrażenie od tego chłopaka. Wydawał się być taki kruchy i zagubiony, jakby dopiero co próbował się tu odnaleźć. – Jesteś nowy w Warszawie? – zagadnął go jakoś tak nie chcąc pozostać obojętnym. Miał przecież pracować nad swoim charakterem  a pomoc przybyszowi jakby wpisywała się w kanon takiej też pracy.
Siedemnastolatek zamyślił się przez chwilę, zachłannym wzrokiem patrząc na instrument. Przecież mógł go wypróbować, nawet jeżeli nie mógł go kupić. Zawsze może powiedzieć, że mu nie podpasowała lub inną tego typu bajkę. Chociaż z tym mógłby być problem, gdyż chłopak nie lubił, a czasem nie umiał kłamać. Mimo wszystko, lekko kiwnął głową i wziął gitarę do rąk. Przecież może minąć bardzo dużo czasu, zanim następnym razem będzie miał szansę zagrać.
- Tak. Dzisiaj przyjechałem. - powiedział, szarpiąc kilka strun - To aż tak widać? - zapytał po chwili, znów patrząc na swojego rozmówcę. Nie był pewien czy fakt, że tak łatwo go rozszyfrować go bardziej zadziwia, czy przeraża. Wiedział jednak, że jeżeli chce pozostać nierozpoznawalny, to musi coś z tym zmienić. Oczywiście musiałby jeszcze tego chcieć.
Brunet wzruszył nieco ramionami siadając na ladzie i przyglądając mu się nieco uważniej.
- Nie – skłamał gładko, zaraz zagryzając nieco wargę. – To znaczy… nie wiem – wyjaśnił wzdychając nieco ciężko. Przecież nie mógł mu walnąć prosto z mostu, że widać bo jeszcze chłopak mu się tu załamie, a przecież dążył do czegoś zupełnie odwrotnego. Chciał mu pomóc, a nie dobijać. Poczochrał się po włosach i zamknął na moment oczy.
- Jeśli chcesz to mogę cię po niej oprowadzić – zaproponował z delikatnym uśmiechem, starając się zręcznie lub troszkę mniej odwrócić temat od swoich mizernych prób łagodnego wyjaśnienia chłopakowi, że wszystko widać jak na dłoni. Tylko… może właśnie nie było widać, a on jako że znajduje się na tej planecie już wiele wieków, przyzwyczaił się do takiego widoku? Tego nie mógł sprawdzić, nie wiedziałby jak to zrobić.
Umilkł na trochę tylko wsłuchując się w delikatną melodię graną przez białowłosego chłopaka. Miał wrażenie, że gdzieś w odmętach jego pamięci słyszy tę samą melodię. Dawno już zapomnianą pieśń. Zacisnął mocniej wargi potrząsając nieco głową. Musiało mu się coś pomieszać.
- Tomohisa – wyciągnął do niego dłoń w przyjaznym geście. – Grasz fenomenalnie – komplementował go.
Tsukiyomi westchnął tylko cicho, zakańczając tak dobrze mu znaną starą melodię sprzed lat. Nie zareagował zbytnim entuzjazmem na propozycję i przyjacielski gest Tomo. Wręcz przeciwnie. Wydawał się rozczarowany i nieco smutniejszy niż chwilę wcześniej, o ile to w ogóle było możliwe. Tak jakby słowa chłopaka sprawiły mu ogromny ból.
- Dziękuję, ale nie jestem wcale aż taki dobry.
Bóg księżyca z lekkim żalem, odłożył instrument na miejsce, gdzie wisiał wśród reszty pięknych gitar. Nieśpiesznie odwrócił się do bruneta i z niepewnością spojrzał na jego dłoń, od dłuższego czasu układając sobie w głowie odpowiedź.
- To miło z twojej strony. Dziękuję. - powiedział dziwnie obojętnym tonem. Nie mógł nie docenić życzliwości i uprzejmości tego człowieka, który gotów był poświęcić swój wolny czas dla dopiero co poznanego chłopaka. Cenił sobie takich ludzi i był im wdzięczny, że jeszcze tacy istnieją na świecie. - Mam jednak nadzieję, że jutro też będziesz tak chętny do pomocy. - dodał, nie mogąc się powstrzymać. Prawda była taka, że Tsukiyomi od początku wiedział, że nie będzie mu dane skorzystać z tej uprzejmości i miasto będzie musiał zwiedzić na własną rękę. Doskonale wiedział, że gdy chłopak rano otworzy oczy, nie będzie pamiętał wysokiego siedemnastolatka o rzucającym się w oczy kolorze włosów, który dał w sklepie popis swoich umiejętności gry na gitarze. Tak było zawsze. Jeszcze nie spotkał takiej osoby, która by go nie zapomniała. - Aleksander. - powiedział w końcu, ściskając jego wyciągniętą dłoń.
To było zaledwie kilka sekund, a może nawet ich ułamki, ale oboje wyraźnie to poczuli. Prąd biegnący między ich dłońmi i to dziwne uczucie ciągnące ich do siebie, które zwiększyło swoją siłę niemal dziesięciokrotnie. W głowie pojawiły się jakieś obrazy, urywki wspomnień, ale i bez nich wiedzieli już o sobie wszystko.
Susanoo pierwszy zerwał uścisk, a jego przyjazny uśmiech zniknął tak szybko jak się wcześniej pojawił. Teraz kiedy wiedział z kim ma do czynienia, nie miał pojęcia co też jego rozmówca może zrobić.
- Kopę lat, Tsuki – rzucił najswobodniej jak potrafił mimo wszystko, obserwując go wyraźnie. Jego zmianę dało się zauważyć jedynie w oddechu, który nieco przyspieszył. Z jednej strony panowała w nim euforia, bo wreszcie spotkał swojego brata, którego stracił dawno temu… z drugiej jednak obawa przed jego ruchem i nikły strach. Poczuł gulę w gardle i przez chwilę pożałował tego swojego marnego ludzkiego ciała…ale zaraz znowu uznał, że nie ma co się wstydzić. W końcu Tsukiyomi też takie posiadał. Odetchnął głęboko nakazując sobie spokój, po czym ponownie zasiadł na ladzie.
- Wiedziałem, że coś wielkiego zbliża się do Warszawy, ale w życiu nie wpadłbym na to, że to możesz być ty – gładko przeszedł na japoński uznając że będzie im łatwiej komunikować się w tym języku. – Z dodatkiem panny materialistki mamy całą rodzinkę w komplecie – uśmiechnął się krzywo.
Trudno było wyczytać jakiekolwiek emocje z twarzy białowłosego, na której jak zwykle panowała mina niewzruszeni i obojętności. Sam chłopak natomiast cały drżał wewnętrznie, nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście. Przyjechał to tego zdecydowanie za głośnego i zatłoczonego miasta jedynie tylko po to, aby odnaleźć dawno utracone rodzeństwo. Miewał różne odczucia co do brata. raz mając do niego urazę i wymyślając najróżniejsze tortury jakie na nim wypróbuje, żeby w następnym znów momencie cholernie za nim tęsknić i pragnąc znów zamienić choć kilka słów. Kiedy Susanoo nareszcie przed nim stał, bóg cudem powstrzymywał się przed rzuceniem na niego chcąc go uściskać i udusić jednocześnie.
- Powiedziałbym nawet, że i więcej. - odparł po chwili milczenia, które zapadło między nimi. Jego ton wyraźnie się zmienił. Stał się bardziej stanowczy i pewniejszy, choć wciąż nieco przygaszony i spokojny. - Czyli Ama też tutaj jest? Fantastycznie. To aż się prosi o spotkanie rodzinne.
Brunet ostrożnie skinął głową nie specjalnie ciesząc się na pomysł rodzinnego spotkania. Co jak co… ale z Amaterasu miał na bakier mimo całego wysiłku jaki wkładał by mu przebaczyła. Zwyczajnie słońce i burza raczej nigdy się nie dogadają, każde chce dominować.
Zamknął na moment oczy naprawdę nie mogąc uwierzyć w to ich spotkanie. Teraz wszystko zaczynało mu pasować. Już wiedział skąd znał tę melodię. Odchrząknął zaraz, wracając do rzeczywistości.
- Żadnej rodzinnej stypy – mruknął tylko zeskakując z lady i zerkając na zegarek. Uznał, że czas najwyższy sprzątać w sklepie. – Masz już jakieś lokum, Tsuki? – zapytał brata rzeczowym tonem. Przecież nie odmówi mu pomocy, kiedy widzi jaki ten jest zagubiony. To wrażenie niestety nie zniknęło.
- Coś ty się zrobił taki dziki, Sus? Nie masz ochoty wygarnąć komuś tego i owego? - zapytał, znów nie potrafiąc w moment ugryźć się w język i zachować złośliwych pytań dla siebie. Szybko jednak się zreflektował, uświadamiając sobie, Susanoo jednak interesuje jego los. Poza tym wciąż był jego bratem.
- Przepraszam. - powiedział wzdychając cicho i przecierając zmęczone oczy - Po prostu wciąż nie mogę uwierzyć, że tak łatwo udało mi się ciebie znaleźć i to jeszcze za nim w ogóle zacząłem szukać. - dodał, nieudolnie próbując usprawiedliwić swoje gwałtowne jak na niego zachowanie - Nie... Nie mam jeszcze nic. Jak mówiłem, dopiero co tutaj przyjechałem, a właściwie to przyszedłem i nie zdążyłem jeszcze za niczym się rozglądnąć.
Wziął głęboki wdech zanim mimowolnie spiorunował go wzrokiem. Nie minęło dziesięć minut od momentu rozpoznania siebie nawzajem, a Tsukiyomi już zaczynał grę starszego brata oraz wytykanie mu jego wad. Uśmiechnął się do niego jednak delikatnie, opierając dłonie o ladę.
- Doprawdy? – uniósł lekko brew. – W takim razie znam świetne miejsce dla ciebie – oznajmił z ironią wyraźnie widoczną w głosie. – Pod jednym mostem jest siedlisko bezdomnych. Świetnie się z nimi odnajdziesz, gwarantuję Tsuki – puścił do niego oczko, kucając teraz za ladą by pozamykać wszystkie szafki i wyciągnąć kasę. Przeliczył ją szybko, zapisując wszystko na karteczce, po czym znów spojrzał na brata.
- Mam wolny pokój – oznajmił w końcu. – Angela z pewnością nie będzie miała nic przeciwko nowemu lokatorowi – dodał zaraz, już wyciągając telefon by przekazać kobiecie, że nie wróci do domu sam i potrzeba większej kolacji. Dodał też, że znalazł lokatora do ostatniego wolnego pokoju. – A jutro… poszukamy ci pracy – stwierdził zaraz lustrując brata od stóp do głowy. – Trzeba będzie coś zrobić z twoją postawą, Tsuki. Więcej pewności siebie – skwitował tylko pod nosem.
Bóg księżyca nieco się oburzył uwagą brata na temat idealnego lokum dla niego, jednak nie dał tego po sobie poznać. Spojrzał na brata wymownym wzrokiem, dając mu w ten sposób znać, że nie ma ochoty więcej słuchać takich uwag.
- Pracę? - zapytał niepewnie Tsuki, lekko się krzywiąc na dźwięk tego słowa. Zdołał już przemilczeć nawet pytanie na temat kim jest Angela, ale tego po prostu nie mógł zostawić bez wyjaśnień. Nie chodziło o to, że był leniwą osobą, bo taką nie był. Wciąż jednak uważał się za boga, nawet jeżeli dawno przestał nim być, sądził iż po prostu nie powinien zniżać się do tego poziomu. - Ehh... Czasami zastanawiam się kto tu jest starszym bratem... - westchnął po chwili, czując na stanowczy wzrok Susanoo. Wolnym krokiem podszedł do bruneta i bez krępacji potargał mu i tak już rozczochrane włosy. - Tęskniłem za tobą mały.
Miał gotowy przytyk na to jego pytanie o pracy, a jeszcze większy na uwagę o stopie starszeństwa, ale to wszystko wyblakło po geście jaki nastąpił następnie.
- Mały? – uniósł lekko brew odsuwając się od niego i próbując doprowadzić swoje włosy do poprzedniego ładu, który u siebie widział. Patrzył teraz na brata z wyraźną urazą, jaka przystała na człowieka. Jak on mógł tak bezczelnie popsuć jego fryzurę...
- Nie jestem znowu taki mały!
Kiedy już wypowiedział te słowa, zdał sobie sprawę z tego jak dziwnie one tu zabrzmiały. Tsuki był od niego zdecydowanie wyższy, no i jakby nie patrzeć starszy. Brunet znów zamknął na moment oczy, po czym wydusił z siebie ledwie dosłyszalne.
- Ja za tobą też tęskniłem… - Susanoo spojrzał przelotnie na brata, po czym odkaszlnął nieco. – A praca ci potrzebna do utrzymaniu się przy życiu – oznajmił rzeczowo. – Takie panują zasady na ziemi… ludzie już nie wierzą w istnienie bogów.
- Wiem... Wystarczająco dużo razy się o tym przekonałem. - powiedział z grymasem na twarzy, nieco przy tym pochmurniejąc. Wolnym krokiem podszedł do szyby sklepowej i spojrzał prze nią na, mimo późnej pory, wciąż tętniącą życiem ulicę, rozświetloną rażącym go sztucznym światłem. Po chwili jego wzrok wzniósł się nieco wyżej, na ciemnogranatowe niebo, na którym niestety nie dojrzał gwiazd. - Nienawidzę miast. - mruknął cicho, odwracając się z powrotem w stronę brata - No to gdzie mieszka mój 'duży' braciszek? I kto to Angela? - zapytał, nie mogąc już dłużej okiełznać własnej ciekawości.
Susanoo mimowolnie wodził za nim wzrokiem, wciąż nie do końca wierząc w to, że ma przy sobie brata i na dodatek ucinają sobie całkiem normalną pogawędkę. O ile to pierwsze jeszcze jakoś przechodziło przez jego filtr rzeczy niemożliwych, to druga sprawa kompletnie nie mieściła mu się w głowie.
- Angela… to moja opiekunka – odparł krzywiąc się odrobinę, kiedy zobaczył jak Tsukiyomi z trudem powstrzymuje się od parsknięcia śmiechem. Tak, on… wielowiekowy bóg miał swoją opiekunkę. – Mieszkamy razem – odchrząknął nie chcąc wdawać się w większe szczegóły. Wyjaśni mu to wszystko w domu przecież, razem z Angelą. – Och to całkiem kawałek drogi stąd. Godzina jazdy metrem – wyjaśnił, zaraz się reflektując. –  To taki rodzaj pojazdu. Przypomina trochę pociąg – spróbował mu odrobinę wyjaśnić, bo nie był pewien na jakim etapie jest Tsukiyomi. – Mieszkamy w domku jednorodzinnym. Jeden pokój jest wolny, więc będziesz mógł się tam ulokować. Jak zaczniesz zarabiać to dołożysz się do wydatków rodzinnych… pójdziesz też pewnie do szkoły, bo wyglądasz na maturzystę – żachnął się biorąc klucze w dłonie i delikatnie wypychając brata za drzwi sklepu. Zamknął go na wszystkie spusty i schował klucze do plecaka.

He's like a moon - lonely among thousand stars

☾ Być jak płynąca rzeka 
Tsukiyomi nigdy nie wyobrażał sobie, by kiedykolwiek miał zostać zmuszony do zmiany własnego imienia. Był przecież dumny z niego i z tego kim jest. Sam jednak później przyznał, że podawanie swojego prawdziwego mienia ludziom jest po prostu bezsensowne i mijające się z celem. W końcu nawet on, oaza spokoju, zaczynał się irytować, kiedy musiał powtarzać swoje imię po kilkanaście razy, a jego rozmówcy i tak albo nie byli w stanie go zrozumieć, albo najzwyczajniej w świecie nie wierzyli mu.
Aleksander zostało wybrane kompletnie przypadkowo i to nawet nie przez niego. Choć sam bóg nie ma nic przeciwko swojemu nowemu imieniu, wydając się być obojętny na to jak go nazywają, zdecydowanie bardziej woli by mówiono na niego Alex niż Olek

☾ Milcząc w środku nocy ☽
Wybór nazwiska był kolejnym szybkim i niezbyt przemyślanym wyborem pod presją osoby oczekującej odpowiedzi boga na swoje pytanie. Jedno proste słowo gdzieś przypadkiem usłyszane w radiu - Wilk. Jakieś było zdziwienie i zniesmaczenie Tatsukiyomiego, kiedy dowiedział się, że tym o to sposobem porównał się do 'bezpańskiego psa'. Szybko jednak zmienił zdanie, uświadamiając sobie, że żadne inne zwierzę nie jest tak bardzo podobne do jego osoby jak właśnie samotny wilk.

☾ Bez strachu przed jej mrokiem 
Trudno cokolwiek powiedzieć o jego prawdziwym wieku. Nawet on w którymś momencie swojego życia po prostu stracił rachubę, zapominając nawet o własnej dacie urodzenia. Czas dla bogów - istot nieśmiertelny - jest po prostu czymś nieistotnym, a czasem niemal abstrakcyjnym. Nie widzą przemijających dni, nie czują upływających lat, dopóki sami nie staną się śmiertelni.
Wraz z ciałem osiemnastolatka i nowym mieniem, Tsukiyomi przyjął również nową datę urodzenia, którą stał się dzień, gdy jego stopy dotknęły miękkiej, puchowej kołderki okrywającej ziemię, dokładnie 22 stycznia

☾ Gdy na niebie gwiazdy 
Bóg nigdy nie przywiązywał zbyt dużej uwagi swojemu wyglądowi. Sam nie zwracał zbytnio uwagi
na swoją śmiertelną postać, uznając to jedynie za chwilowy stan rzeczy. Niestety była to jedna z największych pomyłek w jego życiu.
Chłopak mierzy 180 cm wzrostu. Jest szczupły, acz jego nieco drobna budowa nadaje nieco mylny wygląd wychudzonego. Jego bardziej chorobliwie blada niż jasna cera, która rzadko odczuwa na sobie działanie promieni słonecznych, niemal zlewa się z krótkimi, wiecznie rozczochranymi włosami w kolorze śniegu. Jedyną odznaczającą się rzeczą w wyglądzie Alexa są szafirowe oczy, w których człowiek ma wrażenie, że tonie.

Być ich odbiciem 
Aleksander na pierwszy rzut okaz wygląda na miłego, spokojnego i cichego chłopaka, nie szukającego konfliktów, ani problemów. Myśląc tak o nim, prawdopodobnie będziesz mieć rację, o ile wcześniej uda ci się go w ogóle zobaczyć. Bóg przez swój charakter i moc zdaje się czasami znikać, bądź raczej po prostu zlewać z otoczeniem. Nijaka osoba, która mimo swojego mocno wyróżniającego się wyglądu jest pomijana i szybko zapominana przez innych. Z tego powodu Alex stał się samotnikiem. Brak jakiegokolwiek towarzystwa uczynił z niego pustelnika, nie umiejącego nawiązywać kontaktu z innymi i zawsze trzymającego się na uboczu. Jednak nie zawsze tak było.
Dawno, dawno temu... Tak dawno, że zdaje się to być jedynie snem, bóg osobą żywą i radosną, jak jego rodzeństwo. Niestety zdrada najbliższych zostawiła w nim na tyle dużą bliznę, że nie jest już w stanie nikomu zaufać. Zwykle obojętny na cały świat, wyparł z siebie niemal wszystkie emocje. Nie smuci się, nie płacze, ale również nie śmieje, ani nawet nie uśmiecha. Z dawnych lat pozostała mu jedynie boska duma, przez którą łatwo urazić bądź obrazić go, a gdy już do tego dojdzie, mimo iż określany jest mianem, oazy spokoju, lepiej nie stać mu na drodze.

☾ Kiedy niebo zaciąży chmurami 
Jak głoszą legendy i podania mitologi japońskiej, Tsukiyomi może panować nad nocą, przypływami i odpływami, ale czym tak naprawdę jest jego moc. Bogowi podporządkowany jest księżyc i gwiazdy, co wykorzystać może w najróżniejszy i najdziwniejszy sposób jaki tylko wpadnie mu do głowy. Potrafi manipulować zarówno wodą, jak i ciemnością co daje mu dość dużą paletę możliwości, niestety niezbyt często przydatną.
Jest coś jeszcze co sądzi, iż związane jest z jego mocą. Jeszcze żaden z poznanych śmiertelników nie znał go dłużej niż jeden dzień. Dziwne i wciąż nie wyjaśnione zjawisko, które zachodzi nocą w umysłach nowo poznanych ludzi sprawia, że następnego dnia nikt nie jest w stanie przypomnieć sobie imienia chłopaka lub chociażby skojarzyć skądś jego twarzy.



☾ A chmury jak rzeka się staną 
Istnieją dwie wersje pojawienia się Tsukiyomiego na świecie. Jedna z nich mówi, iż bóg  narodził się, gdy Izanagi przemywał prawe oko w trakcie oczyszczania się w wodzie morskiej po ucieczce z Krainy Ciemności. Natomiast inna twierdzi, że  bóg księżyca przyszedł na świat zaraz po tym, jak uformowały się japońskie wyspy. Tsukiyomi jest jednym z Trojga Szlachetnych Dzieci zrodzonych z ciała Izanami, bratem bogini słońca, Amaterasu i pana wiatru oraz burz, Susanoo. Z rodzeństwem nigdy nie miał zbyt bliskich relacji, mimo to zależało mu na nich. W przeciwieństwie do swojego brata, Susanoo nie kwestionował on prawa siostry do rządzenia na Wysokiej Równinie Niebios. Ona jednak tego nie doceniała. Szukając sposobu, aby drugi z jej braci odszedł z Wysokiej Równiny Niebios, bogini słońca sprowokowała go do popełnienia przestępstwa. Pewnego dnia wysłała Tsukiyomiego do bogini pożywienia o imieniu Ukemochi, doskonale znając jej odrażające praktyki. Ta chcąc ugościć boga księżyca, zaczęła wyjmować różne pokarmy ze swojego ciała. Pożywienie, które cudownie się pojawiło, zostało rozłożone na stu ofiarnych stołach. Jednak brat Amaterasu był wściekły – uznał bowiem, że boska gospodyni obraziła go, podając mu jedzenie, które zwymiotowała – i zabił ją. Gdy powrócił do swojej siostry, opowiedział jej całe zajście, a ta rozzłoszczona kazała mu odejść i nigdy nie wracać. Zabicie boskiej gospodyni było dobrym pretekstem dla Amaterasu, aby rozstać się z bratem, który dla podejrzliwej siostry był drugim potencjalnym konkurentem do władzy nad kosmosem.
Tak skrzywdzony i zdradzony Tsukiyomi zstąpił na ziemię pod postacią nastolatka, włócząc się w poszukiwaniu ukojenia i sprawiedliwości. Gdy doszły do niego pogłoski o tym, iż i jego brat i siostra znajdują się na ziemi, a dokładnie w Warszawie, stolicy jednego z państw europejskich, Polski, postanowił się tam udać. Sam jednak wciąż do końca nie wie, czy jego głównym motywem jest zemsta na rodzeństwie, czy raczej tęsknota za nimi.

 Być ich odbiciem beztroskim 
Nie pytaj skąd pewnego dnia w jego dłoniach pojawił się aparat fotograficzny. On sam tego do końca nie pamięta lub, będąc szczerym, po prostu nie chce pamiętać. Od razu zakochał się w tym przedmiocie, ochrzcił je mianem 'cuda techniki i najwspanialszym wyrobem rąk ludzkich'. Chłopaka od zawsze fascynowała sztuka i tworzone przez artystów arcydzieła. Niestety, kiedy sam próbował coś stworzyć, okazało się, że nie umie narysować nawet prostej kreski. Aparat stał się dla niego jego prywatnym, nowym rodzajem pędzla i farb, dzięki czemu może tworzyć swoje własne obrazy nie posiadając przy tym ani grama talentu artystycznego w dłoniach. Za to ma w nich coś innego.
Tsukiyomi od pierwszych swoich chwil na ziemi interesował się kulturą. Ciekawi go wszystko co jest z nią związane, od sztuki, przez potrawy, stroje i tradycję. Jednak najbardziej ze wszystkiego ukochał sobie muzykę. Stała się ona jego odskocznią od życia, a świetny słuch i talent sprawił, że niemal żaden instrument znany ludzkości nie jest dla niego żadnym wyzwaniem, chodź najlepiej mu idzie gra na fortepianie i gitarze.
Innym zainteresowaniem boga jest lektura książek. Potrafi przeczytać ich całe stosy i to po kilka razy każdy i nie znudzić się nimi. Dzieje się tak, gdyż książki są często jego jedyną rozrywką, a ich bohaterowie, jego jedynymi towarzyszami. Niestety żad ko udaje mu się dostać książkę w jego ojczystym języku, przez co jego biblioteka jest dość uboga, gdyż nie opanował wystarczająco dobrze czytania w języku polskim.
Jest jednak coś, a właściwie ktoś, kto interesuje i intryguje go nade wszystko. Są to ludzie i relacje między nimi, a szczególnie uczucie miłości jakim się obdarzają. Mimo tak wielu lat obserwacji ich, wciąż nie jest w stanie pojąć istoty kochania, gdyż sam jeszcze nigdy jej nie doznał.

W spokojnych głębinach
*Ma nieco zaburzony rytm dnia, przez co częściej i dłużej śpi w ciągu dnia, niż w nocy.*
*Najbardziej lubi spać pod gołym niebem*
*Czasami można określić go mianem 'dzikiego dziecka', gdyż najchętniej spędza czas na otwartych przestrzeniach, na łonie natury, zdała od zabudowań, zgiełku i zanieczyszczeń miasta, które go po prostu duszą*
*Uwielbia słodycze*
*Nie cierpi marchewek. Ma do nich z niewyjaśnionych powodów wstręt.*
*Jego umysł jest nastawiony na język japoński przez co wciąż ma problemy z językiem polskim, a szczególnie z pisaniem i czytaniem. Można by go spokojnie nazwać analfabetą.*
*Nigdy nigdzie na ziemi nie zabawić dłużej niż przez tydzień.*
*Nienawidzi tego jak ludzie gapią się na jego włosy.*


GG: 49895022

Będąc szczerą nie miałam zbytnio pomysłu na tą postać i weny przy pisaniu również brakło, dlatego pewnie cały czas będę trochę wzbogacać KP o nowe informację o Alexie.

piątek, 27 marca 2015

Powtórz? Nie dosłyszę, bądź nie chcę słyszeć.



To tylko Zuzia.
możesz ominąć, ale rzuć złotówkę.



Motywacja to nie wszystko...
Bo jeśli zmotywujesz idiotę, to w rezultacie masz tylko
zmotywowanego idiotę      


Jako wewnętrzne, ulepszone jestestwo Zuzanny Florek pragnę  - a może bardziej jestem zmuszona - przedstawić tą mniej urodzajną i nikle cieszącą oko powłokę wewnętrzną jak i zewnętrzną, przy których na mój skromny gust nie wystarczy jedynie opakowanie po zestawie happy meel z McDonalna by móc przynajmniej na chwilę oderwać wzrok od tej krzywej twarzy i krzywego charakteru. Choć w sumie to dziecko apokalipsy całe jest krzywe.
Może od początku.
Zuzanna Florek zwana również...
Zuzią, Zuzunią, Zuśką, Zołzą, Zozolem, bądź Zuzą
przyjęła polskie imię i nazwisko mając lat osiemnaście w momencie, w którym zaznajamiając się z faktem, iż nie powróci zbyt szybko do swojej wyimaginowanej, bajkowej krainy stwierdziła, że imię bóstwa, którego dotychczas używała może nie zostać przyjęte pozytywnie, a wręcz budzić w ziemskich mieszkańcach mieszane uczucia.
Emigrowała bowiem do Warszawy jako słowiańskie bóstwo zimy Ziuzia. Rosjanie mają grubego Dziadka Mroza, a my marną podróbkę Elsy z Frozen 
*przewraca teatralnie oczami*                  




Trzy razy na "TAK" dla Pana Dziadka Mroza, Pani z Frozen podziękujemy i zapraszamy za kulisy, gdzie życie kąsa jeszcze boleśniej.
Jeśli wspominając o jej powłoce zewnętrznej, nie ma co się rozpisywać. Dlaczego nie porozmawiamy o mnie? Gdybym nie musiała siedzieć w głowie tej poczwary już dawno pokazałabym swoje piękno i atuty.
*odrzuca teatralnie włosy na bok*
Niestety właśnie dlatego nie mam wyboru i muszę objaśnić dlaczego ta twarz ma takie skrzywienie.
Nie jest wysoka, lecz nie jest także niska. Co prawda na niektórych wciąż musi spoglądać z dołu, zadzierając ku górze głowę. Powiedzmy, że mierzy 1,72 m i można nazwać ją dziewczyną z problemem anorektyczki, bowiem tak właśnie wygląda, wiecznie chuda i niedożywiona.

*poprawia się na wygodnym fotelu obitym w skórę, w wymownym zamyśleniu stukając się palcem po brodzie*
 Długie, sięgające pasa, proste włosy w odcieniu ciemnego blondu nie są nigdy związane i praktycznie zawsze miotają się po twarzy tego straszydła, bo na świecie nie ma spinek, w końcu żyjemy w czasach prehistorycznych. Jedyną rzeczą która przypomina o jej poprzednim wcieleniu są tęczówki w odcieniu jasnego błękitu, które wiecznie śmieją się do ludzi.
No...
Nie zawsze w pozytywny sposób.





*zerka z nad okularów*
Wiem, że nie porwałam Cię z krzesła tym pasjonującym wykładem na temat wyglądu, lecz możesz wierzyć mi na słowo, że zagadka pod nazwą
"Jak znalazłam się w Warszawie"
jeszcze nie została rozwiązana przez detektywa.
Z jednej strony nie ma się co dziwić. Za osobą taką jak ona trudno nadążyć. Nie usiedzi na dupie pięciu minut. Musi wiedzieć wszystko, być wszędzie, zawsze, o każdej porze dnia i nocy, gdziekolwiek by się coś nie działo. W takich właśnie momentach ujawnia się jej wścibska natura. Na ogół energicznaroztrzepanawesoła, lecz z ciętym językiem.
Najczęściej decyzje podejmuje pod wpływem impulsu z naklejką #yolo na czole, by potem jęczeć i żałować swoich wyborów.
Lubi się kłócić sprzeczać z innymi, denerwować i wyprowadzać z równowagi, ale zazwyczaj robi to tylko po przyjacielsku... No, gdyby tych przyjaciół jeszcze miała. To dlatego ciągle gada do siebie, ponieważ nikt inny jej nie słucha.
....
A potem to ona nie słucha nikogo.
"Przepraszam, ktoś coś mówił, bo tylko udawałam, że cię słucham?"





Jako podróba Elsy z Frozen często bawi się zimową pogodą grożąc, że zasypie śniegiem wszystkich niegodziwców, którzy nie zechcą oddać pokłonu bóstwu.
Takie bajki może opowiadać dzieciom na dobranoc. Tak naprawdę wciąż siedzi z głową w chmurach, lubi fantazjować we własnym, odrębnym świecie, znikać gdzieś, gdzie tylko ona sama potrafi odnaleźć siebie. Nie lgnie na siłę do ludzi, obojętne jest jej to, czy ma wokół siebie kogoś z kim może porozmawiać, czy też nie. Lubi wygłupiać się, oraz patrzeć na wschody i zachody słońca, nie boi się ciemności. Zawsze chciała nauczyć się grać na pianinie, lecz nigdy nie zostało to spełnione. Ale kto by się tym przejmował. Czasami bywa małomówna, a czasami gada jak najęta. Trudno dotrzymać kroku jej zmiennym nastrojom. Najczęściej stara się być miłą i pomocną osobą, lecz w sekundzie potrafi zamienić się w kogoś kim nigdy nie była. Tu rozpoczyna się jej przygoda w Warszawie. Czy da sobie radę?



| Zuśka | 18 | ur. 21 grudnia | anorektyczna podróba Elsy z Frozen | gorzej zmienna niż kobieta podczas okresu | forever alone | yolo |






witam wszystkich :D
Mam nadzieję, że ktoś zechcę z Zuzią się zaqmplować c:
Chętna na wszystko.
gg: 44295150

środa, 25 marca 2015

Cier­pli­wość: naj­nudniej­sza for­ma rozpaczy

 Ciszę przerywały jedynie przerażające śmiechy ludzi, którzy tej nocy pozyskali ciekawe ilości narkotyków i ewentualne szuranie butów, tylko to zdołał dosłyszeć zmysł słuchu Abla, który właśnie przekroczył bramę szkoły, a następnie wspiął się po bluszczu prowadzącym na najwyższe piętro, wprost do zamieszkiwanego przezeń pokoju. Tam także panowała ciemność, nie licząc skrytego pod pościelą chłopaka. Łudził się, że należący doń telefon, zapewne ustawiony na największą jasność, nie jest widoczny i żaden z patrolujących nauczycieli go nie dostrzeże. Fonosa niezmiernie cieszyły te kiepskie bunty współlokatora, ale tamten nie słuchał jego rad. Zapewne chciał by go złapano na gorącym uczynku, albo rzeczywiście był taki głupi. Demon skierował się do łóżka, po drodze zrzucając z siebie wszelkie ubrania poza bokserkami. Fobos nie zasługiwał na ten widok, fu. Rzucił się na twarde łoże, wydmuchując przy tym powietrze. To był dzień męczący, tylu klientów nie przyszło do baru od dawna, musiał zużyć na nich wiele energii i mocy, chociaż gotowanie wychodziło mu coraz lepiej. Nagle Pan Strach, jak to go czasem żartobliwie nazywał, wygrzebał się spod paru warstw koców i wychylił swoją ciekawską głowę, rozglądając się z oczyma niczym sowa. Niezbyt inteligentna sowa.
- Apluu? - zapytał piskliwie, zdrabniając imię chłopaka w najgorszy sposób, jaki tylko był możliwy. - Przyniosłeś coś do żarcia?
 Liebelt zaklął w myślach, znów zapomniał. Bywało, iż przemycał z baru jakieś pożywienie, ale ostatnio okazywał się nazbyt roztrzepany, by ukraść chociażby gumę.
- Był straszny ruch - wychrypiał, przerywając niezręczną ciszę. - Wszystko pożarte.
- To seksowne, gdy posługujesz się takimi słowami - wymamrotał zaspany Fobos, wstając ociężale i włączając lampkę na pobliskim stoliku nocnym. - Co u Chrisa?
 Abel zawsze odczuwał takie dziwne uczucie, gdy ktoś zdrabniał jego imię, ale przecież nie był dla wilkołaka nikim bliskim, nie mógł wymagać od nikogo, by w jego obecności zwracał się do Fenrira inaczej.
- Nic - odparł sucho, zmrużywszy oczy, które nie przywykły do światła.
- Mógłbyś czasem coś opowiedzieć, wiesz? Stałbyś się ciekawszą osobą, jestem pewien, że wtedy każdy zaakceptowałby twoje dziwactwa.
 Brązowowłosy burknął coś, wskakując pod pościel. Nie zamierzał z nim na ten temat dyskutować, nic nie rozumiał. Jak zwykle.
- Dobrych koszmarów, Panie Strach.
- Boże, jaki ty jesteś koszmarny.
~
 Nigdy nie mieszał się w ich rozmowy, w dyskusje Lily i Chrisa. Tamtego dnia jednakże został na to skazany, Lawrence zachorowała, czy coś. Zazwyczaj zamykał się w kuchni, ale - jakby miał zbyt małego pecha - klucze do niej posiadała Amaterasu, pewnie tworzyła tam jakieś zaklęcia, warzyła eliksiry i tańczyła wokół ognia. Jął nalewać wrzątek do filiżanki z torebką czarnej herbaty, po czym dosypał trzy łyżeczki cukru. Nie robił tego dla siebie, w życiu nie wypiłby takiej ilości słodkiego napoju, do którego za moment musiał dodać jeszcze mleko, wolał nie słodzić sobie życia nadto. Parokrotnie pogrzebał w napoju łyżeczką, usiłując to wszystko wymieszać, po czym podał to wilkołakowi, który zasiadł na ladzie. Mieli jeszcze pięć minut do otwarcia, nic ich nie goniło.
- Dzięki - rzekł Christopher, od razu zabierając się za picie. Unikał oczu Fonosa, celowo wbijając wzrok w czubki butów.
- Nie ma sprawy - mruknął w odpowiedzi Abel, chwytając w ręce szmatkę i czyszcząc nieskazitelną szklankę, która wcale tego nie potrzebowała. Przygryzał przy tym wargę, walcząc z nieodpartą chęcią powiedzenia czegoś, która bez większych problemów wygrała. - Przepraszam. - Wykrztusił to wreszcie, gwałtownie odkładając naczynie i odwracając się do chłopaka. - Powinienem być wtedy z tobą, a... uciekłem.
 Heros obdarzył go współczującym uśmiechem. Odstawił bawarkę, zeskakując na podłogę, po czym zbliżył się do demona, obejmując go w pasie.
- Głupi jesteś, wiesz? - wymamrotał w jego pierś. - Przecież potrafię o siebie zadbać, wiesz o tym doskonale.
- Racja - zarechotał Fonos, niewyobrażalnie spięty, nie przywykł do takiej bliskości, toć nienawidził, gdy ktokolwiek dotykał go tak... nagle.
 Krzyś najwyraźniej o tym wiedział, bo doznawszy nagłego olśnienia odsunął się, mamrocząc słowa przeprosin. I wtedy rozległ się dzwonek do drzwi, a dzień rozpoczął się na dobre.

wtorek, 24 marca 2015

Just let me die here for a while...

... or let me die forever.
Anubis || Bóg śmierci 
Tadashi Katsuko  
Osiemnasty grudnia
Dziewiętnaście lat || Ileś na pewno
Starożytny Egipt || Tęskni za Ammit
Przeklęty || Szakal

Nigdy nie mógł odnaleźć się w tym świecie. To nigdy nie był jego świat. To nie jest jego świat. Nie spodziewał się znaleźć dla siebie miejsca tutaj, gdyż nigdy i tak żadnego miejsca nie posiadał. Żadnego miejsca, które mógłby nazwać "domem". Wypluj to słowo. Ono nie istnieje. I nie ma prawa bytu. Wszystko jest inne niż być powinno. Wszystko w nim, wszystko, co składa się na jego istnienie. Ale czego oczekujesz bo zbiegłym z Krainy Umarłych bóstwie? Uciekł. Dokładnie tak. Nawet bogowi może znudzić się życie pełne sielanki w postaci ważenia serc i zajmowania się prochami. Uciekł do świata ludzi, a tym samym ściągnął na siebie klątwę. Takie małe, boskie kłamstwo, ironia boskiego losu. Nieśmiertelność. Ciesz się nią, póki możesz, Anubisie. Nigdy nie wiesz, kiedy spotka Cię koniec. Wszystko w tym świecie powoli stoczyło go na samo dno. Rozebrało. Obnażyło. Czy ma w sobie jeszcze cokolwiek z boga? Raczej niewiele... Pragnie wyzbyć się tego wszystkiego licząc, że wyzbędzie się również klątwy. Ale to jedyna rzecz, której się wyzbyć nie może. Duma, pycha, uroda, siła czy wytrwałość, wszelkie atrybuty boskie - to już nie w zasięgu jego rąk. Tak zbudował nowego siebie. Ciągłą stratą. Ciągłym pozbywaniem się prawdziwej natury. Ciągłym kłamstwem. Oszustwem w stosunku o samego siebie. Gdzie jest Anubis? Gdzie? Nie ma go. Odszedł już dawno temu, pozostawiając Ammit w świątyni. Choć przeznaczenie ciągle budzi go na nowo.
Show me the pain which you can not even feel.
Obudził się nie mając pojęcia gdzie jest ani co się stało. W jego głowie świeciła pustka, tak samo mocno jak świeciła jarzeniówka nad jego głową. Nie znał ludzi. Nie znał niczego. W końcu był tylko bogiem, który w rękach ważył losy ludzkich dusz. Nic więcej. Nie rozumiał języka, nie rozumiał tych zachowań, gestów. Jego godność powstała z przypadkowego rozejrzenia się po szpitalnej sali, choć i tak brzmiała jeszcze bardziej irracjonalnie w jego ustach. Szczęściarz z niego. Podobno "umarł" na chodniku. A wieczorem umarł znowu. I chyba tylko dlatego udało mu się uciec z miejsca, które ludzi nazywali szpitalem. Teraz już wie, co to za miejsce. Ciągle się dokształca. W końcu jest tylko głupim bogiem, czy to nie zabawne? Czas. Potrzebuje czasu. Anubis potrzebuje bardzo dużo czasu.
I am not ready for dying again.
Odnalazł się. Zrozumiał. Czy to miało być nowe życie? Nie takiego życia chciał. Nie takim kosztem. Nie pozostało mu już nic. Nic nawet z człowieka, a co dopiero boga. Kryjąc się po kątach, uciekając z jednego do drugiego, nie potrafi spojrzeć w oczy nawet własnemu odbiciu. Przeraża go najmniejszy milimetr ściany pokryty cieniem. Nie żyje tutaj od wczoraj i zdołał doskonale przeanalizować wszystko to, co go otacza. Zdaniem jego umysłu otacza go bardzo wiele. Aż za wiele. Perspektywa codziennej śmierci już dawno stała się jego największym lękiem. Leki antydepresyjne spożywa do każdego posiłku w ciągu dnia, a przy dobrych wiatrach jest ich aż cała jedna kanapka. Nie mieszaj anoreksji czy innych bzdur w jego życie, on po prostu uważa jedzenie za niepotrzebne i zbędne. Dużo bardziej cieszą jego oczy papierosy, czy choćby dobrze działające środki nasenne. Jeśli już po raz kolejny ma spotkać się ze śmiercią, woli to zrobić na znieczuleniu. Znacznie mniej zaboli.
How long will you play this game?
Nie uczy się. Czasami wybierze się do szkoły. Nawet nie zna swojej klasy. Nawet nie zna swojego miasta. Nie ma nawet pojęcia o funkcjonowaniu drobnej społeczności bogów. Nigdy nie spotkał żadnego, a przynajmniej tak uważa, sam również nie jest zbyt rozpoznawalny. Za bardzo wtopił się w życie pogrążonego w depresji nastolatka. Znalazł dla siebie małe mieszkanie, lecz nie w kamienicy nad barem. Pracuje w wielu miejscach na raz, a czasami w żadnym. Jedynym, co sprawia mu przyjemność, to ucieczki poza miasto, prosto do lasu, w jakieś dziksze miejsce niż ta betonowa dżungla, gdziekolwiek, gdzie może się skryć. Jak? To proste. W końcu jest bogiem śmierci, a jego symbolem jest szakal, będący jego drugą postacią. W tym ciele nie ma żadnych ograniczeń. Choć śmierć zawsze go odnajdzie. I dorwie w swoje łapska.
 
Napisałabym coś więcej, ale już nie mam siły.
Wszelkie niedociągnięcia Karty Postaci błagają o wybaczenie.
Więcej Anubisa można uszczknąć dopiero w notkach.
Oczywiście żem chętna na notki i powiązania, wbrew Tadashiemu.
Spóźnione cześć :c Idę spać.
GG: 50389522
 

Ci, którzy przemawiają w imieniu Boga, powinni pokazać listy uwierzytelniające.


Rafael Biernacki
Bóg- wąż Damballah. 
Uznajmy, że osiemnaście.| Powiedzmy, ze 21.03.| Stojąc na panteonie Sevi Lwa.|  Pod łóżkiem kilka szmacianych laleczek i boa- albinos o imieniu Zaraza w ilości jeden.| Szukasz sensu życia?| Tu go nie ma.| Przewijaj dalej.


"Idzie wąż wąską dróżką..."
 Najpierw sądził, że ten świat nie jest dla niego. Zwłaszcza, że już w pierwszych chwilach zdążył zbłądzić na ulicach stolicy, zniechęcić dziwnym zachowaniem połowę populacji miasta, złamać chyba wszystkie możliwe przepisy, a na koniec zrozumieć, że ludzkie ciało jest cholernie wrażliwe, a spotkanie pierwszego stopnia z samochodem nie należy do najprzyjemniejszych. Pierwszymi osobami, jakie zdążył poznać to kilka niemiłych pielęgniarek, które na informacje, że jest bogiem- ojcem podały jeszcze więcej leków psychotropowych. Nawet nie usłyszał żadnego "przepraszam" od właściciela pojazdu, którego tablica rejestracyjna odbiła się na jego tyłku. A doktorzyna wywalił stawiając diagnozę "ćpun ze złamaniem ręki". I pocieszyć nie miał, kto, bo przyjaciel, którego zabrał ze sobą, gdzieś się zagubił. 
 Potem było jakoś lepiej. Znalazł mieszkanie, zapisał się nawet do szkoły, a wieczorami złapie jakąś robotę. I Zaraza się nawet znalazł, a w mediach o olbrzymim wężu snującym się po uliczkami Warszawy słychać nie było.


"...nie porusza żadną nóżką..."
    Stare bóstwo, które wcale nie narzeka, ze kiedyś było lepiej. Bo nie było. Jak można porównywać czasy, gdy się pełzało na brzuchu, a z tymi, gdy ma się nogi i ręce? Gdy można nimi wprowadzać swój własny chaos? Zniszczyć skrupulatnie ułożoną fryzurę dziewczyny, która najprawdopodobniej męczyła się nią cały ranek. Zburzyć zamek z piasku jakiegoś dzieciaka, który w zamian przywali ci plastikowymi grabkami. Być w stanie tworzyć bałagan w pokoju, móc pisać, rysować, przybić piątkę nieznajomemu na ulicy.
 Czuć wiatr we włosach, biegnąć bez głębszego sensu przed siebie. Do utraty tchu. Dopóki ktoś nie spyta "Czy coś się stało?". Kopiąc kamień w stronę kaczek w parku, modląc się w duszy, żeby przypadkiem żadnej nie trafić. A potem próbując znów wkupić w ich łaski rzucając im resztki chleba.  Żyć tak jakby te "złe" czasy miały jutro powrócić i znów trzeba byłoby skórę zrzucać.


 "...Poruszałby gdyby mógł..."
    Wiecznie skostniałe palce wystające z rękawów przydużych bluz, nerwowo poprawiając nieogarnięte włosy. Barwy ciemnego brązu, co zagubione kosmki niekiedy opadają na stalowe oczy, pod którymi, czy to z niewyspania, czy nerwowych dni, malują się fioletowe cienie. Zawsze uśmiechnięty. Ten jego gromki śmiech. Czyżby kły, niczym jak u węża? A może to tylko przywidzenia? 
 Ni grube, ni chude, gdzieś tak z około metr osiemdziesiąt, bo nikomu nie chciało się z miarką za nim latać. Zero mięśni. Niestety też bez kaloryferka, bo, po co się pocić na siłowni, gdy w razie, czego można uciec? 


"...lecz wąż przecież nie ma nóg."
  Smoliste łuski, stalowe wrzecionowate oczy, a paszcza jakby wywinięta w uśmiech. Gdy jakikolwiek wąż  uśmiecha się do ciebie, to na pewno nie jest to zwykły gad. A jeśli owa pogodna istota ma ponad pięć metrów, a syk przypomina ludzką mowę to jest to najprawdopodobniej Damballah w swojej prawdziwej postaci.
 Jego cuda zawsze zależne były od wyznawców i złożonej ofiary. Raz potrafił sprowadzić deszcz, raz zniszczyć całą plantacje trawiąc plony jedną z zaraz. Gdy ktoś poprosił potrafił wyleczyć, a jak ktoś jeszcze ładniej poprosił potrafił zabić. Jego magia zawszę kręciła się wokół grzeszek i zachcianek tych, którzy najobficiej płacili. Na pewno nie były to umiejętności, które przydają mu się w ludzkim ciele. Chodź, gdy zaprosisz go na herbatę i poczęstujesz ciastem, może twoja paprotka odżyje?



Voodoo i te sprawy.| Suche żarty zawsze śmieszne.| Laleczki przybite na framudze.| By te martwe cholery tutaj mnie nie nawiedzały.|  Herbata, herbata, dlaczego nie ma więcej herbaty? | To jest męska torba!| Myślisz, ze Zarazę do kieszeni zmieszczę?| 



~*~
Witam c:
Pisanie kp nigdy nie należało do moich mocnych stron, więc przepraszam za to u góry.
Pewnie coś się zmieni, coś poprawi, coś się pojawi bo mi czegoś brakuje.
A, jak nie odstraszyłam to zostawiam kontakt:
gg: 31729171
e-mail: kopytko246@gmail.com
Na jakiś wątek, czy powiązanie zawszę chętni. 

„Istnieje tylko kilka rzeczy, które są równie przyjemne, co niszczenie czyjegoś umysłu kawałek po kawałku”


ASIA?
You can't kill me
cause i'm already dead.
Jak na kobietę przystało Aśka zmienna jest, ma dość chaotyczny charakter i jak już można się domyślić huśtawki nastroju nie są w jej przypadku nowym zjawiskiem. Odkąd trafiła na Ziemię nie zawarła jeszcze z nikim głębszej przyjaźni, a i też tych płytkich nie było zbyt wiele. Właściwie to.. obrała sobie życie samotnika. Nie jest zbyt towarzyska, nie potrafi prowadzić normalnej rozmowy, jest wstydliwa i nieśmiała. Trudno się z nią dogadać, bowiem zazwyczaj wymiguje się od rozmowy bądź zmienia temat jeśli jest dla niej zbyt trudny, a większość jest, bowiem nawet na proste zapytanie o imię musi się głębiej zastanowić, przeanalizować wątki i dopiero po dłuższej chwili odpowiedzieć.
Takie życie, a zwłaszcza w warszawie jest trudne, w końcu tutaj niemal wszędzie spotyka się ludzi i trudno pozostać z dala od społeczeństwa. 

Chyba idzie się domyślić, że pracuje w domu. Nie robi nic specjalnego, projektuje koszulki, które później trafiają do jednych z popularniejszych sklepów internetowych. Można powiedzieć, że w pewnym zakresie nawet spełnia się artystycznie i o dziwo jest z tego zadowolona, chociaż nie wiąże z tym większej przyszłości. Chciałaby się po prostu przełamać i pójść gdzieś do normalnej roboty, chociażby jako kasjerka. Nie kłamię, sama w końcu twierdzi, iż taka praca byłaby na swój sposób terapią jeśli chodzi o jej wstydliwość.
Wstydliwość ciągnie za sobą unikanie ludzi, a Aśka nie jest wyjątkiem, a co idzie za unikaniem ludzi? Nie wiedza jak zachować się w ich towarzystwie. No, a wszyscy wiedzą, że nie da się do końca żyć w odosobnieniu i prędzej czy później spotka się kogoś kto będzie chciał rozpocząć rozmowę. No i tutaj zaczyna się zabawa, jąkanie, gadanie od rzeczy i inne sprawy, które mogą łatwo ośmieszyć naszą Joannę. 
Ha! A w gorszym wypadku nawet brak hamulców. Gdzie są granice dobrego smaku? Czego robić się nie powinno? Czego nie powinno się mówić? Aśka nie wie! Skąd ma wiedzieć?

Nie umiem żyć z ludźmi
więc wywieram na nich presję

Asia stara się, by to inni jej unikali. Włóczenie się po nocy i większość czasu spędzonego w domu sprawiło, że jej cera jest blada. Gustuje w ciemnych ubraniach, często ostro się maluje, pali papierosy i pije alkochol w miejscach publicznych.
Już pominę fakt, że od tych dwóch rzeczy jest uzależniona, ale może dodam, że dochodzą do tego również narkotyki. Nie boi się o siebie, nie boi się śmierci. Wręcz.. nie przyjmuje do siebie, że jej życie może się skończyć.

„Jest życie, jest śmierć, a potem jestem ja.”

Imię i nazwisko: Androktasiai
Joanna Żur
Wiek: Nieznany
26 lat
Data urodzenia: Nieznana
06.09
Pochodzenie: Najskrytsze koszmary
Mitologia grecka
Warszawa
Rasa: Demon

---
Niechętna na wątki i niechętna na powiązania, Nie piszę notek z byle kim i byle o czym.
GG: 53168483
Nie pisz, gryzę.

Zgoda na śmierć postaci: Tak
Zgoda na rany: Poważne.
Zgoda na choroby: Nie dotyczy.

poniedziałek, 23 marca 2015

"Nikt nie powiedział nam kiedy mamy się pożegnać" - Mai Musicrose


|Izanami Mai Musicrose| tyle ile istnieje Ziemia 18 lat|
|Bogini Śmierci człowiek| mitologia japońska Warszawa|

Imię: Kiedy przybyłam do świata ludzi był maj, więc jakoś tak się przyjęło imię Mai.
Nazwisko: Kiedy oglądałam miasto do którego trafiłam były tylko dwie rzeczy które mi się spodobały. Przechodziłam akurat niedaleko kościoła, gdzie był pogrzeb. Po raz pierwszy od kiedy istniałam wsłuchałam się w muzykę, której słuchali ludzie. Była taka smutna, a jednak było w niej coś niesamowitego. Dlatego Music. Rose? Kiedy ujrzałam te niesamowite kwiaty po prostu z miejsca je pokochałam. Jednak cały czas szukam róży w kolorze węgla...
Prawdziwe imię: Znana jestem jako Bogini Śmierci - Izanami (Wzburzająca Szlachetne Łono). Jeśli mnie spotkasz prawdopodobnie oznacza to, że już czas pisać swój testament.
Wiek: Mimo tego, że jestem stara jak świat ze względu na mój wzrost wszyscy uznają mnie za 14 latkę. Jednak nie zbyt mi odpowiada tak mocne cofnięciu się w rozwoju, więc podaję 18 lat.


Data urodzenia: Przybyłam do świata ludzi jak już wcześniej wspomniałam w maju, a dokładniej 7.
Pochodzenie: Mitologia japońska.
Rasa: Bóg.
Wygląd: Jestem dosyć niska w ciele człowieka, bo posiadam 160cm. Jeśli chodzi o wagę... Lepiej nie wiedzieć, bo posądzicie mnie o anoreksję. Posiadam fioletowe włosy, które sięgają mi nawet niżej niż do pasa. Przeważnie są rozpuszczone, jedynie na w-f'ie mam związane w kitkę lub też zwany "koński ogon". Oczy? Tego samego koloru co winogrono. Tak wiem, dosyć oryginalny wygląd i nie ukrywam, że utrudnia dostosować się do otoczenia jednak to dziecko, które tkwi w każdym z nas cieszy się z tego powodu. A może to nie ono? Jak się zazwyczaj ubieram? Tutaj różnie, ale przeważają dwa kolory- czarny i fioletowy. Uwielbiam chodzić w jeansach. Spódnice? Jakoś przeżyję... Gorzej sukienki, jednak raz miałam ją na sobie, kiedy jeszcze byłam boginią, lecz to było dawno i nie prawda, mam rację?


Charakter: To dziwne, ale mimo tego że tyle osób zabiłam to jestem miła. Jestem nadzwyczaj pogodną osoba, jednak bywają dni, gdy mam dosyć wszystkiego, ale tak mają chyba wszyscy. Jestem nawet dobrą uczennicą i jak na razie idzie mi nawet dobrze w szkole. Czasem zachowuję się jak dziecko, raz gdy przekroczyłam próg placu zabaw. Eh... Aż wstyd to wspominać... Jestem dosyć upartą osoba, raz jak nauczyciel chciał mi wstawić 3+ i brakowało mi jednego punktu do 4 to przez godzinę szukałam i nauczyciel się nade mną w końcu zlitował. Większość uważa mnie za wredną osobę tylko dlatego, bo jak mnie zaczepiają to "grzecznie" im odpowiadam. W dodatku to oni zaczynają... Jednak mimo wszystko łatwo mnie zdenerwować, więc nie polecam tego. No chyba, że chcecie poznać gniew Bogini Śmierci.

 

Historia: Izanagi i Izanami byli rodzeństwem. Stojąc na niebiańskim moście Amanoukihashi zastanawiali się, czy istnieje coś w wodach znajdującego się pod nimi oceanu. Izanagi zanurzył w nim wówczas włócznię i uniósł ją; kropla, która spadła, utworzyła pierwszą wyspę –Onogoro. Rodzeństwo zstąpiło na nią i wzięło tam ślub.
Po zaślubinach para rozpoczęła płodzenie świata. Najpierw Izanami wydała na świat dwa twory, Hiruko ("pływający w rozchybotaniu") i Ahashima ("wyspa z piany"), które z braku stałej konsystencji nie spełniły oczekiwań rodziców, zostały uznane za wadliwe, odrzucone i nie zostały wliczone w poczet potomstwa demiurgów. Następnie na świat przyszło osiem Wysp Japońskich (kolejno Awaji, Sikoku, Oki, Kiusiu, Iki,Cuszima, Sado i Honsiu). Następnie w drugim rzucie na świat przyszło sześć kolejnych obszarów (kolejno półwysep Kojima, wyspy: Shōdo, Suō, Hime oraz archipelagi: Gotō i Danjo).


Boskie małżeństwo powoli zapełniało świat górami, rzekami, lasami. Izanami rodziła kolejno coraz to nowe bóstwa, aż w końcu wydała na świat boga ognia Homusubi. Podczas porodu została śmiertelnie poparzona i odeszła do krainy ciemności Yomi. Wówczas Izanagi podążył do piekielnego Yomi, błagając żonę, aby powróciła do świata żywych. Zgodziła się ona pod warunkiem, że mąż zaczeka na nią przed wejściem. Nie dotrzymał on jednak obietnicy i podążył za Izanami. Zobaczywszy, że w Krainie Ciemności jej ciało się rozkłada, przeraził się i rzucił się do ucieczki. Rozwścieczona Izanami ścigała go przez jakiś czas z pomocą zmór i złych duchów, próbując zabić męża, któremu dzięki magicznym przedmiotom udało się zbiec. Podczas gdy Izanagi postanowił rozstać się z partnerką i rozkazał jej wracać do Yomi, ta w złości oświadczyła, że za jej przyczyną codziennie będzie umierało 1000 osób. Izanagi odpowiedział na to, że za jego sprawą codziennie będzie rodziło się kolejne 1500.


Moc: Jestem Boginią Śmierci, więc jak myślicie jaka jest moja moc? Na pewno nie zabijania... Poza tym potrafię się poruszać strasznie szybko.
Zainteresowania: Z nieznanych powodów naprawdę polubiłam muzykę. Nawet gdy siedzę w swoim małym mieszkanku, które nie wiadomo jakim cudem zdobyłam w tak dużym mieście i słucham muzyki. Tak samo jest gdy samotnie wędruję po mieście. 
Dodatkowe informacje: 


  •  Zdarza jej się nucić pod czas lekcji.
  • Ma na brzuchu ogromną bliznę.
  • Nie chcesz wiedzieć jak zarabia na życie...
  • Uwielbia koty.
  • W jej małym mieszkanku mieszka mały nietoperz.
  • Nazwij ją krasnalem lub innym małym stworzeniem, a nie przeżyjesz ani jednej minuty więcej.






Ja i mój mały krasnal (Mai: EJ!) jesteśmy chętne na wszelkią współpracę z innymi bogami.