czwartek, 30 lipca 2015

Ufam Tobie oddając Ci moje oczy

- Ej... nie musisz się ze mnie śmiać - burknął, pocierając policzek. Nie uraziła go tym, wręcz przeciwnie... podniosła na duchu. Jedyne, czego teraz w życiu najbardziej się obawiał, to sprawić jej przykrość. Spotkali się dopiero drugi raz, a brunet czuł, jakby znał dziewczynę całe życie... wreszcie czuł, że ma jakieś życie tutaj, w świecie ludzi. Ma dla kogo żyć... i nawet przez chwilę zapomniał, kim tak naprawdę jest. Kogo udaje. - Nie wiem dlaczego miałbym traktować cię jak nie-normalnego człowieka. Jesteś cudowną osobą, Koroshio. 
Dziewczynie trudno było ukryć ciepło, które zagnieździło się w jej sercu, gdy Tadashi złapał ją za rękę, a które w chwilach takich jak ta wypływało na światło dzienne w postaci szkarłatnych plamek na policzkach. Czuła się naprawdę doceniona, a przez to szczęśliwa, jak już dawno nie była. 
 - Ja? Cudowną osobą? Nie żartuj sobie ze mnie. - zaczęła, chcąc ukryć własne zmieszanie - Ty jeszcze nic o mnie nie wiesz, ale nie martw się, już niedługo poznasz mnie. Będę cię nękać i napastować. Ciągle do ciebie wydzwaniać, pisać bezsensowne wiadomości, a nawet nachodzić cię we własnym domu. Zobaczysz, zatruję ci życie swoją osobą. Będę tobą manipulować i wykorzystywać cię, aż w końcu zaczniesz przeklinać dzień, kiedy to postanowiłeś zaufać niewidomej dziewczynie. - powiedziała na niemal jednym oddechu, nie mogąc powstrzymać cichego chichotu. Chcąc dopełnić swoją dziecinną groźbę wystawiła mu język, robiąc to jednak zbyt blisko, tak że zamiast stać się powodem jej kpin, został polizany w policzek. 
- Próbujesz udawać Mihno, czy co?! - Parsknął nagle głośnym śmiechem, nie mogąc już tego powstrzymać. Nigdy w całym swoim życiu się nie uśmiechał. A tym bardziej nie śmiał. To było mu... obce. A zarazem wspaniałe. Wiedział, że to wspaniałe. - W takim razie będę tylko na to czekać. Pragnę cię jedynie uświadomić, iż jestem wysoko odporny na trucizny - rzekł całkowicie poważnie. - Najpierw musisz zdobyć mój adres zamieszkania oraz numer telefonu, nie bądź taka pewna siebie!
- Co ja słyszę? Pan Ponury umie się śmiać. Mało tego, mogę się założyć, że już od dłuższego czasu się uśmiechać, co nie, twardzielu? - Zapytała żartobliwie i znów pstryknęła go palcami, tym razem jednak trafiając w cel - Szkoda, że musiałam się jednak posunąć aż do lizania twojej nieogolonej twarzy. Jestem pewna, że rozcięłam sobie język o tą twój męski zarost. Nie sądzisz, że zdradzenie numeru, to dobra rekompensata? 
- Męski zarost?! Jaki męski zarost?! - Fuknął z oburzeniem, przesuwając dłońmi po własnych policzkach. No cóż, jakąś odrobinkę szorstkie były. Ale uważał to za lepsze niż jakiś dziewiczy wąs bądź cokolwiek tego rodzaju. - I ja... się wcale nie śmieję... - dodał ciszej, spuszczając z tonu. - Nie musisz zmuszać się do lizania mnie po twarzy, jeśli chcesz mój numer. Wystarczy poprosić. 
- A kto powiedział, że się zmuszałam? Może naprawdę postanowiłam udawać Mihno. Hm... Tylko psu raczej nie dadzą psa przewodnika. - powiedziała zamyślona, rzucając pływającym w wodzie ptakom ostatnie okruszki chleba. Przyjemnie się jej z nim rozmawiał. Zadziwiająco ufała mu, choć nie wiedziała o nim kompletnie nic. Czuła jednak, że mogła powiedzieć mu wszystko, a on by zrozumiał jak nikt. - Wracając do tego numeru, dostanę jakiś kontakt do ciebie? Wolałabym mieć możliwość poinformowania cię o przetrzymywaniu mnie w domu. Nie chciałabym, byś znów marnował przeze mnie swój czas. Znaczy... - znów się speszyła, rumieniąc się cała. Po raz kolejny zagalopowała się i powiedziała za dużo, nie myśląc zbytnio nad konsekwencjami - O ile w ogóle chcesz się jeszcze ze mną spotkać. 
- Głupiutka jesteś, wiesz? - Poczochrał ją po włosach, tak jak ona niedawno jego. Tyle że jej bujna, ruda czupryna, rozczochrana, przesłoniła całą twarz. Wyciągnął z kieszeni poobdzierany telefon o pękniętym ekranie. Doń doczepiony był phonestrap w postaci krzyża... a raczej pewnego egipskiego symbolu, dokładniej mówiąc, ankhu.W jego mitologii hieroglif ten oznaczał po prostu życie. Pomimo takiego kawału czasu, jaki spędził w tym świecie, nie potrafił zapomnieć o poprzednim życiu. - Jeśli podasz mi swój numer telefonu, to do ciebie zadzwonię. Dobra?
Dziewczyna z uśmiechem i wciąż lekkimi rumieńcami na policzkach, energicznie pokiwała głową. Przez chwilę zastanawiała się nad czymś, by zaraz bez zająkniecia wyrecytować mu swój numer telefonu. Zaraz po tym do ich uszu dobiegły dźwięki dzwonka telefonu. Tym razem jednak melodia była inna, choć również zawierała w sobie nieco elementów obcej kultury. - Jaka jest twoja ulubiona mitologia? - zapytała znienacka, zaskakująco sprawnie zapisując nowy numer w kontaktach - Pytam, bo chciałabym dopasować to twojego kontaktu odpowiedni dzwonek. Dzięki temu zawsze będę wiedziała, że to ty dzwonisz. Tak, mam bzika na tym punkcie. Takiego samego jak na truskawki. - dodała, chcąc sprostować swój dziwny dobór dzwonków.
Drgnął. Przez całą rozmowę z Koroshio ani na chwilę nie myślał o swoim pochodzeniu, a ona tak nagle wyjechała z tak absurdalnym pytaniem. Rzecz jasna, dla normalnego człowieka zapewne stanowiłoby to zwykłe pytanie o zainteresowania, jednak czarnowłosy panicznie bał się, że ktoś mógł odkryć jego prawdziwą tożsamość, a wówczas nie miał pojęcia, co mogłoby się wydarzyć. Dlatego więc, kiedy usłyszał to pytanie, niemal zszedł na zawał. A było to całkiem możliwe, bowiem dnia dzisiejszego jeszcze nie zaliczył zgonu spowodowanego klątwą.  
- M...mitologia? - Zapytał raz jeszcze, chcąc się upewnić, a przy tym zająkał się zupełnie tak samo jak przy ich pierwszym spotkaniu. Jak gdyby w jakiś sposób znów go onieśmieliła. - Chyba... chyba egipska... - rzucił krótko, bez zastanowienia. Co innego mógł powiedzieć? 
- Egipska mówisz? Hm... A to ciekawe. Mało ludzi ma swoją ulubioną mitologię, a jeszcze mniej wybiera egipską. Zwykle jest to grecka, bo tylko ją znając z lekcji historii - westchnęła zamyślona, chowając w końcu telefon z powrotem do torby - Dlaczego akurat egipska? 
Wzruszył ramionami. Kretyn. Mógł sprytnie uniknąć temu mówiąc, że się tym po prostu nie interesuje. Teraz już wpadł po uszy.  Już się z tego nie wykaraska.
 - Po prostu... jakoś wierzenia Greków nigdy mnie nie interesowały. To samo tyczy się Rzymian. Fascynują mnie mitologie starożytnych kultur, jednak to właśnie egipska najbardziej mnie wciągnęła - wytłumaczył jej, nie dając po sobie poznać, jak bardzo go tym zakłopotała. - A twoja? Jaka jest twoja ulubiona? 
 - Moja? Chyba nie ma takiej. Każda jest według mnie bardzo interesująca i z chęcią słucham, gdy rodzice czytają mi o nich. Jednak muszę przyznać, że wcale nie dziwię ci się twojemu wyborowi. - zaczęła, bawiąc się wolnym kosmykiem. Zawsze to robiła, gdy mówiła o czymś co ją interesuje, a historia bóstw wszelkiego rodzaju z całego świata, była dla niej naprawdę czymś magicznym. - To z jaką czcią Egipcjanie otaczali śmierć i jak poważnie traktowali swoje drugie życie w zaświatach, a raczej poprzedzający je sąd. Świadczyć może o tym nawet ich księga umarłych. Najbardziej jednak zastanawia mnie fakt, dlaczego krzyżowali niektóre swoje bóstwa ze zwierzętami. To trochę dziwne, nie sądzisz. Bo w końcu, gdyby oni naprawdę istnieli, to mogę się założyć, że Re wcale nie miałby głowy sokoła, czy Thot głowy ibisia, albo jak Anubis szakala. To przecież takie dziwne. No, ale może właśnie przez to ją lubię. - dodała na koniec, podsumowując swój krótki wykład uśmiechem - Pewnie cię zanudzam, co?
- Nie. To co mówisz jest bardzo interesujące... - odwzajemnił jej uśmiech. - Nie wszystkie bóstwa przestawiano z głowami zwierząt. Przykładowo, Izyda i Neftyda były pięknymi kobietami. Każdy bóg ma jakiś swój symbol. Szakale, a raczej psy, pilnowały grobowców w starożytnym Egipcie, aby dzikie hieny nie odkopywały zwłok. Dlatego ja... - w ostatniej chwili ugryzł się w język. O mało co nie złożył zdania, które twierdziłoby, iż to on jest Anubisem. Czuł się w towarzystwie rudowłosej tak swobodnie, że całkowicie przestał uważać na to, co mówi. sprawnie jednak z tego wybrnął. - Dlatego jako opiekun i strażnik zmarłych Anubis przedstawiany był z głową szakala.
Koroshio jednak nie dała tak łatwo się zbyć. Dzięki swojemu wyczulonemu słuchowi, wyraźnie słyszała każde słowo Tadashiego, bez trudu wyłapując to "ja". Uśmiechnęła się do siebie pod nosem, robiąc to tak tajemniczo, że chłopak mógł spokojnie zacząć się zastanawiać, jaki szatański pomysł wpadł jej do głowy. 
 - Ha! Wiedziałam! - krzyknęła nagle i bez ostrzeżenia, podekscytowana dźgając go palcem w ramię - Rozgryzłam cię. Przede mną nie ukryjesz się tak łatwo, Anubisie - dodała, niemal znów przyprawiając go o zawał serca - Nie martw się. Nikomu nie powiem. Będę milczeć jak grób. W końcu swoi muszą się nawzajem wspierać, nieprawdaż? Tak, ja też lubię się utożsamiać z bogami, choć to naprawdę dość dziwne zajęcie.
Gdyby czarnowłosego podłączono do urządzenia monitorującego prace serca, aparatura zdecydowanie przyprawiłaby o ból głowy swoim piszczeniem na znak zatrzymania się tegoż organu całą okolicę. Miał ochotę ją zamordować. Tak, zamordować, udusić, utopić, cokolwiek, a Mihno chyba go przejrzał, ponieważ łypnął nań wyjątkowo groźnie. Zbladł do barwy kredy, słysząc, jak go nazwała, jednak ostatecznie odetchnął głęboko, czując jak ręce trzęsą mu się niczym u chorych na Parkinsona. 
- Nie nazywaj mnie tak, Kori - burknął, jakby obrażony, choć w rzeczywistości uspokajał się po tym ciężkim przeżyciu. - Jeszcze ktoś weźmie nas za chorych psychicznie. 
- Przestań, przecież nikogo poza nami tutaj niema. - zawołała radośnie, szturchając go przyjacielsko w ramię. Jednak przelotne dotknięcie go wystarczyło, by przestała się śmiać i spoważniała. - Wszystko w porządku, Dashi? Cały się trzęsiesz. Coś się stało? Źle się czujesz? - zapytała z troską w głosie, szukając jednocześnie jego trzęsących się dłoni, by jakoś wesprzeć go na duchu.
Kiedy złapała jego dłoń poczuła, że naprawdę okrutnie się trzęsie. Z pewnością nie było to spowodowane chłodnym wiatrem zwiastującym najpewniej burzę, gdyż drgawki były znacznie silniejsze. To wszystko przez to, iż przez chwilę myślał, że jakimś magicznym sposobem odkryła jego prawdziwą tożsamość. 
- Nie wiem - odparł, całkowicie szczerze. - To chyba z nerwów...
- Denerwujesz się czymś? A może to przeze mnie? Przepraszam. Nie chciałam cię zdenerwować, ani sprawić ci przykrości - wyznała, skruszona i nieco mocniej ścisnęła jego dłoń.
-  Nie, nie, w porządku! - Uśmiechnął się zaraz, odwzajemniając uścisk dłoni. - Naprawdę. Tak już po prostu mam. Coś jak tik nerwowy.
W rzeczywistości powód jego strachu był prosty. Gdyby jakimś sposobem umarł przy niej, nie znalazłby już na to żadnego wyjaśnienia. Najbezpieczniej więc byłoby po prostu siedzieć i nie ruszać się z tej ławki, jednak w powietrzu wisiało nowe niebezpieczeństwo - burza. Koroshio na pewno też zdała sobie już z tego sprawę, chociażby przez zapach powietrza, silny wiatr oraz zaduch. Porażenie piorunem z pewnością należało do ciekawszych śmierci. 
Dziewczyna poruszyła się niespokojnie. Szybko puściła rękę bruneta i przyciągnęła ją bliżej do siebie, czując, że to teraz ona zaczyna się trząść. Nie chciała, by wiedział, że boi się burzy, choć sama mówi o tym po prostu jak o niechęci do deszczu i huku, który rani jej czuły słuch. Wszystko właśnie się do tego składało. Zbyt dużo głośnych dźwięków i intensywnych zapachów, a do tego braku możliwości ujrzenia zagrożenia napawały ją lekkim strachem i niepokojem. 
- Muszę... wracać. Zaraz się... rozpada i... rodzice będą się martwić. - wydukała, starając się ukryć drżenie głosu. 
Jej towarzysz spojrzał na nią, nieco zaskoczony tą reakcją. Szybko zorientował się jednak, co jest tego przyczyną... i znów sięgnął po jej dłoń, tym razem wstając z ławki. 
- Chodź, Kori - powiedział cicho, a w jego głosie wyczuła troskę. Chęć opieki nad nią całkowicie przesłoniła jego lęk przed śmiercią, przez co się uspokoił. - Odprowadzę cię do domu.
- Uhm... Nie trzeba. Dam radę. Nie chcę ci zawracać głowy. - powiedziała, wstając. Trudno było jej jednak ukryć radość, która zawitała do jej serca, gdy sam zaoferował swoją pomoc. Dzięki trzymającej jej rękę dłoni strach przed burzą uciekł jakoś na bardziej boczny tor. Nie chciała mu się jednak narzucać. Zawsze starała się być samodzielna na ile tylko potrafiła. Nie lubiła obarczać innych swoimi problemami i to dlatego tak często uciekała od ludzi, by schować się nad rzeką razem ze swoją dysfunkcją. 
- Nie gadaj tylko chodź - prychnął, choć tak naprawdę się uśmiechał. - Mihno nas poprowadzi, prawda? Z chęcią zobaczę, gdzie mieszkasz.
Nie chciał mówić jej, że odkrył jej lęk przed burzą. Nie uważał tego za potrzebne. Nie chciał również być dla niej przesadnie miły, po prostu... im więcej czasu mógł z nią spędzić, tym szczęśliwszy się czuł. Poza tym, jak sama to powiedziała, chciał być dla niej osobą, która mogłaby się o nią troszczyć. 
- No dobrze. - powiedziała w końcu, wpychając mu w wolną dłoń smycz psa, obdarzając go przy tym ciepłym uśmiechem - Prawda, prawda. Zaufaj mu, tak jak ja ufam tobie oddając ci moje oczy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz