-
Ej... nie musisz się ze mnie śmiać - burknął, pocierając policzek. Nie
uraziła go tym, wręcz przeciwnie... podniosła na duchu. Jedyne, czego
teraz w życiu najbardziej się obawiał, to sprawić jej przykrość.
Spotkali się dopiero drugi raz, a brunet czuł, jakby znał dziewczynę
całe życie... wreszcie czuł, że ma jakieś życie tutaj, w świecie ludzi.
Ma dla kogo żyć... i nawet przez chwilę zapomniał, kim tak naprawdę
jest. Kogo udaje. - Nie wiem dlaczego miałbym traktować cię jak
nie-normalnego człowieka. Jesteś cudowną osobą, Koroshio.
Dziewczynie
trudno było ukryć ciepło, które zagnieździło się w jej sercu, gdy
Tadashi złapał ją za rękę, a które w chwilach takich jak ta wypływało na
światło dzienne w postaci szkarłatnych plamek na policzkach. Czuła się
naprawdę doceniona, a przez to szczęśliwa, jak już dawno nie była.
- Ja? Cudowną osobą? Nie żartuj sobie ze mnie. - zaczęła, chcąc
ukryć własne zmieszanie - Ty jeszcze nic o mnie nie wiesz, ale nie martw
się, już niedługo poznasz mnie. Będę cię nękać i napastować. Ciągle do
ciebie wydzwaniać, pisać bezsensowne wiadomości, a nawet nachodzić cię
we własnym domu. Zobaczysz, zatruję ci życie swoją osobą. Będę tobą
manipulować i wykorzystywać cię, aż w końcu zaczniesz przeklinać dzień,
kiedy to postanowiłeś zaufać niewidomej dziewczynie. - powiedziała na
niemal jednym oddechu, nie mogąc powstrzymać cichego chichotu. Chcąc
dopełnić swoją dziecinną groźbę wystawiła mu język, robiąc to jednak
zbyt blisko, tak że zamiast stać się powodem jej kpin, został polizany w
policzek.
-
Próbujesz udawać Mihno, czy co?! - Parsknął nagle głośnym śmiechem, nie
mogąc już tego powstrzymać. Nigdy w całym swoim życiu się nie
uśmiechał. A tym bardziej nie śmiał. To było mu... obce. A zarazem
wspaniałe. Wiedział, że to wspaniałe. - W takim razie będę tylko na to
czekać. Pragnę cię jedynie uświadomić, iż jestem wysoko odporny na
trucizny - rzekł całkowicie poważnie. - Najpierw musisz zdobyć mój adres
zamieszkania oraz numer telefonu, nie bądź taka pewna siebie!
-
Co ja słyszę? Pan Ponury umie się śmiać. Mało tego, mogę się założyć,
że już od dłuższego czasu się uśmiechać, co nie, twardzielu? - Zapytała
żartobliwie i znów pstryknęła go palcami, tym razem jednak trafiając w
cel - Szkoda, że musiałam się jednak posunąć aż do lizania twojej
nieogolonej twarzy. Jestem pewna, że rozcięłam sobie język o tą twój
męski zarost. Nie sądzisz, że zdradzenie numeru, to dobra rekompensata?
-
Męski zarost?! Jaki męski zarost?! - Fuknął z oburzeniem, przesuwając
dłońmi po własnych policzkach. No cóż, jakąś odrobinkę szorstkie były.
Ale uważał to za lepsze niż jakiś dziewiczy wąs bądź cokolwiek tego
rodzaju. - I ja... się wcale nie śmieję... - dodał ciszej, spuszczając z
tonu. - Nie musisz zmuszać się do lizania mnie po twarzy, jeśli chcesz
mój numer. Wystarczy poprosić.
- A kto powiedział, że się zmuszałam? Może naprawdę
postanowiłam udawać Mihno. Hm... Tylko psu raczej nie dadzą psa
przewodnika. - powiedziała zamyślona, rzucając pływającym w wodzie
ptakom ostatnie okruszki chleba. Przyjemnie się jej z nim rozmawiał.
Zadziwiająco ufała mu, choć nie wiedziała o nim kompletnie nic. Czuła
jednak, że mogła powiedzieć mu wszystko, a on by zrozumiał jak nikt. -
Wracając do tego numeru, dostanę jakiś kontakt do ciebie? Wolałabym mieć
możliwość poinformowania cię o przetrzymywaniu mnie w domu. Nie
chciałabym, byś znów marnował przeze mnie swój czas. Znaczy... - znów
się speszyła, rumieniąc się cała. Po raz kolejny zagalopowała się i
powiedziała za dużo, nie myśląc zbytnio nad konsekwencjami - O ile w
ogóle chcesz się jeszcze ze mną spotkać.
-
Głupiutka jesteś, wiesz? - Poczochrał ją po włosach, tak jak ona
niedawno jego. Tyle że jej bujna, ruda czupryna, rozczochrana,
przesłoniła całą twarz. Wyciągnął z kieszeni poobdzierany telefon o
pękniętym ekranie. Doń doczepiony był phonestrap w postaci krzyża... a
raczej pewnego egipskiego symbolu, dokładniej mówiąc, ankhu.W jego
mitologii hieroglif ten oznaczał po prostu życie. Pomimo takiego kawału
czasu, jaki spędził w tym świecie, nie potrafił zapomnieć o poprzednim
życiu. - Jeśli podasz mi swój numer telefonu, to do ciebie zadzwonię.
Dobra?
Dziewczyna
z uśmiechem i wciąż lekkimi rumieńcami na policzkach, energicznie
pokiwała głową. Przez chwilę zastanawiała się nad czymś, by zaraz bez
zająkniecia wyrecytować mu swój numer telefonu. Zaraz po tym do ich
uszu dobiegły dźwięki dzwonka telefonu. Tym razem jednak melodia była
inna, choć również zawierała w sobie nieco elementów obcej kultury.
- Jaka jest twoja ulubiona mitologia? - zapytała znienacka,
zaskakująco sprawnie zapisując nowy numer w kontaktach - Pytam, bo
chciałabym dopasować to twojego kontaktu odpowiedni dzwonek. Dzięki temu
zawsze będę wiedziała, że to ty dzwonisz. Tak, mam bzika na tym
punkcie. Takiego samego jak na truskawki. - dodała, chcąc sprostować
swój dziwny dobór dzwonków.
Drgnął.
Przez całą rozmowę z Koroshio ani na chwilę nie myślał o swoim
pochodzeniu, a ona tak nagle wyjechała z tak absurdalnym pytaniem. Rzecz
jasna, dla normalnego człowieka zapewne stanowiłoby to zwykłe pytanie o
zainteresowania, jednak czarnowłosy panicznie bał się, że ktoś mógł
odkryć jego prawdziwą tożsamość, a wówczas nie miał pojęcia, co mogłoby
się wydarzyć. Dlatego więc, kiedy usłyszał to pytanie, niemal zszedł na
zawał. A było to całkiem możliwe, bowiem dnia dzisiejszego jeszcze nie
zaliczył zgonu spowodowanego klątwą.
-
M...mitologia? - Zapytał raz jeszcze, chcąc się upewnić, a przy tym
zająkał się zupełnie tak samo jak przy ich pierwszym spotkaniu. Jak
gdyby w jakiś sposób znów go onieśmieliła. - Chyba... chyba egipska... -
rzucił krótko, bez zastanowienia. Co innego mógł powiedzieć?
-
Egipska mówisz? Hm... A to ciekawe. Mało ludzi ma swoją ulubioną
mitologię, a jeszcze mniej wybiera egipską. Zwykle jest to grecka, bo
tylko ją znając z lekcji historii - westchnęła zamyślona, chowając w
końcu telefon z powrotem do torby - Dlaczego akurat egipska?
Wzruszył ramionami. Kretyn. Mógł sprytnie uniknąć temu mówiąc, że się tym po prostu nie interesuje. Teraz już wpadł po uszy. Już się z tego nie wykaraska.
-
Po prostu... jakoś wierzenia Greków nigdy mnie nie interesowały. To
samo tyczy się Rzymian. Fascynują mnie mitologie starożytnych kultur,
jednak to właśnie egipska najbardziej mnie wciągnęła - wytłumaczył jej,
nie dając po sobie poznać, jak bardzo go tym zakłopotała. - A twoja?
Jaka jest twoja ulubiona?
-
Moja? Chyba nie ma takiej. Każda jest według mnie bardzo interesująca i
z chęcią słucham, gdy rodzice czytają mi o nich. Jednak muszę przyznać,
że wcale nie dziwię ci się twojemu wyborowi. - zaczęła, bawiąc się
wolnym kosmykiem. Zawsze to robiła, gdy mówiła o czymś co ją
interesuje, a historia bóstw wszelkiego rodzaju z całego świata, była
dla niej naprawdę czymś magicznym. - To z jaką czcią Egipcjanie otaczali
śmierć i jak poważnie traktowali swoje drugie życie w zaświatach, a
raczej poprzedzający je sąd. Świadczyć może o tym nawet ich księga
umarłych. Najbardziej jednak zastanawia mnie fakt, dlaczego krzyżowali
niektóre swoje bóstwa ze zwierzętami. To trochę dziwne, nie sądzisz. Bo w
końcu, gdyby oni naprawdę istnieli, to mogę się założyć, że Re wcale
nie miałby głowy sokoła, czy Thot głowy ibisia, albo jak Anubis szakala.
To przecież takie dziwne. No, ale może właśnie przez to ją lubię. -
dodała na koniec, podsumowując swój krótki wykład uśmiechem - Pewnie cię
zanudzam, co?
-
Nie. To co mówisz jest bardzo interesujące... - odwzajemnił jej
uśmiech. - Nie wszystkie bóstwa przestawiano z głowami zwierząt.
Przykładowo, Izyda i Neftyda były pięknymi kobietami. Każdy bóg ma jakiś
swój symbol. Szakale, a raczej psy, pilnowały grobowców w starożytnym
Egipcie, aby dzikie hieny nie odkopywały zwłok. Dlatego ja... - w
ostatniej chwili ugryzł się w język. O mało co nie złożył zdania, które
twierdziłoby, iż to on jest Anubisem. Czuł się w towarzystwie rudowłosej
tak swobodnie, że całkowicie przestał uważać na to, co mówi. sprawnie
jednak z tego wybrnął. - Dlatego jako opiekun i strażnik zmarłych Anubis
przedstawiany był z głową szakala.
Koroshio
jednak nie dała tak łatwo się zbyć. Dzięki swojemu wyczulonemu
słuchowi, wyraźnie słyszała każde słowo Tadashiego, bez trudu wyłapując
to "ja". Uśmiechnęła się do siebie pod nosem, robiąc to tak tajemniczo,
że chłopak mógł spokojnie zacząć się zastanawiać, jaki szatański pomysł
wpadł jej do głowy.
- Ha! Wiedziałam! - krzyknęła nagle i bez
ostrzeżenia, podekscytowana dźgając go palcem w ramię - Rozgryzłam cię.
Przede mną nie ukryjesz się tak łatwo, Anubisie - dodała, niemal znów
przyprawiając go o zawał serca - Nie martw się. Nikomu nie powiem. Będę
milczeć jak grób. W końcu swoi muszą się nawzajem wspierać, nieprawdaż?
Tak, ja też lubię się utożsamiać z bogami, choć to naprawdę dość dziwne
zajęcie.
Gdyby
czarnowłosego podłączono do urządzenia monitorującego prace serca,
aparatura zdecydowanie przyprawiłaby o ból głowy swoim piszczeniem na
znak zatrzymania się tegoż organu całą okolicę. Miał ochotę ją
zamordować. Tak, zamordować, udusić, utopić, cokolwiek, a Mihno chyba go
przejrzał, ponieważ łypnął nań wyjątkowo groźnie. Zbladł do barwy
kredy, słysząc, jak go nazwała, jednak ostatecznie odetchnął głęboko,
czując jak ręce trzęsą mu się niczym u chorych na Parkinsona.
-
Nie nazywaj mnie tak, Kori - burknął, jakby obrażony, choć w
rzeczywistości uspokajał się po tym ciężkim przeżyciu. - Jeszcze ktoś
weźmie nas za chorych psychicznie.
-
Przestań, przecież nikogo poza nami tutaj niema. - zawołała radośnie,
szturchając go przyjacielsko w ramię. Jednak przelotne dotknięcie go
wystarczyło, by przestała się śmiać i spoważniała. - Wszystko w
porządku, Dashi? Cały się trzęsiesz. Coś się stało? Źle się czujesz? -
zapytała z troską w głosie, szukając jednocześnie jego trzęsących się
dłoni, by jakoś wesprzeć go na duchu.
Kiedy
złapała jego dłoń poczuła, że naprawdę okrutnie się trzęsie. Z
pewnością nie było to spowodowane chłodnym wiatrem zwiastującym
najpewniej burzę, gdyż drgawki były znacznie silniejsze. To wszystko
przez to, iż przez chwilę myślał, że jakimś magicznym sposobem odkryła
jego prawdziwą tożsamość.
- Nie wiem - odparł, całkowicie szczerze. - To chyba z nerwów...
-
Denerwujesz się czymś? A może to przeze mnie? Przepraszam. Nie chciałam
cię zdenerwować, ani sprawić ci przykrości - wyznała, skruszona i
nieco mocniej ścisnęła jego dłoń.
-
Nie, nie, w porządku! - Uśmiechnął się zaraz, odwzajemniając uścisk
dłoni. - Naprawdę. Tak już po prostu mam. Coś jak tik nerwowy.
W
rzeczywistości powód jego strachu był prosty. Gdyby jakimś sposobem
umarł przy niej, nie znalazłby już na to żadnego wyjaśnienia.
Najbezpieczniej więc byłoby po prostu siedzieć i nie ruszać się z tej
ławki, jednak w powietrzu wisiało nowe niebezpieczeństwo - burza.
Koroshio na pewno też zdała sobie już z tego sprawę, chociażby przez
zapach powietrza, silny wiatr oraz zaduch. Porażenie piorunem z
pewnością należało do ciekawszych śmierci.
Dziewczyna
poruszyła się niespokojnie. Szybko puściła rękę bruneta i przyciągnęła
ją bliżej do siebie, czując, że to teraz ona zaczyna się trząść. Nie
chciała, by wiedział, że boi się burzy, choć sama mówi o tym po prostu
jak o niechęci do deszczu i huku, który rani jej czuły słuch. Wszystko
właśnie się do tego składało. Zbyt dużo głośnych dźwięków i intensywnych
zapachów, a do tego braku możliwości ujrzenia zagrożenia napawały ją
lekkim strachem i niepokojem.
- Muszę... wracać. Zaraz się...
rozpada i... rodzice będą się martwić. - wydukała, starając się ukryć
drżenie głosu.
Jej
towarzysz spojrzał na nią, nieco zaskoczony tą reakcją. Szybko
zorientował się jednak, co jest tego przyczyną... i znów sięgnął po jej
dłoń, tym razem wstając z ławki.
-
Chodź, Kori - powiedział cicho, a w jego głosie wyczuła troskę. Chęć
opieki nad nią całkowicie przesłoniła jego lęk przed śmiercią, przez co
się uspokoił. - Odprowadzę cię do domu.
-
Uhm... Nie trzeba. Dam radę. Nie chcę ci zawracać głowy. - powiedziała,
wstając. Trudno było jej jednak ukryć radość, która zawitała do jej
serca, gdy sam zaoferował swoją pomoc. Dzięki trzymającej jej rękę dłoni
strach przed burzą uciekł jakoś na bardziej boczny tor. Nie chciała mu
się jednak narzucać. Zawsze starała się być samodzielna na ile tylko
potrafiła. Nie lubiła obarczać innych swoimi problemami i to dlatego tak
często uciekała od ludzi, by schować się nad rzeką razem ze swoją
dysfunkcją.
-
Nie gadaj tylko chodź - prychnął, choć tak naprawdę się uśmiechał. -
Mihno nas poprowadzi, prawda? Z chęcią zobaczę, gdzie mieszkasz.
Nie
chciał mówić jej, że odkrył jej lęk przed burzą. Nie uważał tego za
potrzebne. Nie chciał również być dla niej przesadnie miły, po prostu...
im więcej czasu mógł z nią spędzić, tym szczęśliwszy się czuł. Poza
tym, jak sama to powiedziała, chciał być dla niej osobą, która mogłaby
się o nią troszczyć.
-
No dobrze. - powiedziała w końcu, wpychając mu w wolną dłoń smycz psa,
obdarzając go przy tym ciepłym uśmiechem - Prawda, prawda. Zaufaj mu,
tak jak ja ufam tobie oddając ci moje oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz