środa, 25 marca 2015

Cier­pli­wość: naj­nudniej­sza for­ma rozpaczy

 Ciszę przerywały jedynie przerażające śmiechy ludzi, którzy tej nocy pozyskali ciekawe ilości narkotyków i ewentualne szuranie butów, tylko to zdołał dosłyszeć zmysł słuchu Abla, który właśnie przekroczył bramę szkoły, a następnie wspiął się po bluszczu prowadzącym na najwyższe piętro, wprost do zamieszkiwanego przezeń pokoju. Tam także panowała ciemność, nie licząc skrytego pod pościelą chłopaka. Łudził się, że należący doń telefon, zapewne ustawiony na największą jasność, nie jest widoczny i żaden z patrolujących nauczycieli go nie dostrzeże. Fonosa niezmiernie cieszyły te kiepskie bunty współlokatora, ale tamten nie słuchał jego rad. Zapewne chciał by go złapano na gorącym uczynku, albo rzeczywiście był taki głupi. Demon skierował się do łóżka, po drodze zrzucając z siebie wszelkie ubrania poza bokserkami. Fobos nie zasługiwał na ten widok, fu. Rzucił się na twarde łoże, wydmuchując przy tym powietrze. To był dzień męczący, tylu klientów nie przyszło do baru od dawna, musiał zużyć na nich wiele energii i mocy, chociaż gotowanie wychodziło mu coraz lepiej. Nagle Pan Strach, jak to go czasem żartobliwie nazywał, wygrzebał się spod paru warstw koców i wychylił swoją ciekawską głowę, rozglądając się z oczyma niczym sowa. Niezbyt inteligentna sowa.
- Apluu? - zapytał piskliwie, zdrabniając imię chłopaka w najgorszy sposób, jaki tylko był możliwy. - Przyniosłeś coś do żarcia?
 Liebelt zaklął w myślach, znów zapomniał. Bywało, iż przemycał z baru jakieś pożywienie, ale ostatnio okazywał się nazbyt roztrzepany, by ukraść chociażby gumę.
- Był straszny ruch - wychrypiał, przerywając niezręczną ciszę. - Wszystko pożarte.
- To seksowne, gdy posługujesz się takimi słowami - wymamrotał zaspany Fobos, wstając ociężale i włączając lampkę na pobliskim stoliku nocnym. - Co u Chrisa?
 Abel zawsze odczuwał takie dziwne uczucie, gdy ktoś zdrabniał jego imię, ale przecież nie był dla wilkołaka nikim bliskim, nie mógł wymagać od nikogo, by w jego obecności zwracał się do Fenrira inaczej.
- Nic - odparł sucho, zmrużywszy oczy, które nie przywykły do światła.
- Mógłbyś czasem coś opowiedzieć, wiesz? Stałbyś się ciekawszą osobą, jestem pewien, że wtedy każdy zaakceptowałby twoje dziwactwa.
 Brązowowłosy burknął coś, wskakując pod pościel. Nie zamierzał z nim na ten temat dyskutować, nic nie rozumiał. Jak zwykle.
- Dobrych koszmarów, Panie Strach.
- Boże, jaki ty jesteś koszmarny.
~
 Nigdy nie mieszał się w ich rozmowy, w dyskusje Lily i Chrisa. Tamtego dnia jednakże został na to skazany, Lawrence zachorowała, czy coś. Zazwyczaj zamykał się w kuchni, ale - jakby miał zbyt małego pecha - klucze do niej posiadała Amaterasu, pewnie tworzyła tam jakieś zaklęcia, warzyła eliksiry i tańczyła wokół ognia. Jął nalewać wrzątek do filiżanki z torebką czarnej herbaty, po czym dosypał trzy łyżeczki cukru. Nie robił tego dla siebie, w życiu nie wypiłby takiej ilości słodkiego napoju, do którego za moment musiał dodać jeszcze mleko, wolał nie słodzić sobie życia nadto. Parokrotnie pogrzebał w napoju łyżeczką, usiłując to wszystko wymieszać, po czym podał to wilkołakowi, który zasiadł na ladzie. Mieli jeszcze pięć minut do otwarcia, nic ich nie goniło.
- Dzięki - rzekł Christopher, od razu zabierając się za picie. Unikał oczu Fonosa, celowo wbijając wzrok w czubki butów.
- Nie ma sprawy - mruknął w odpowiedzi Abel, chwytając w ręce szmatkę i czyszcząc nieskazitelną szklankę, która wcale tego nie potrzebowała. Przygryzał przy tym wargę, walcząc z nieodpartą chęcią powiedzenia czegoś, która bez większych problemów wygrała. - Przepraszam. - Wykrztusił to wreszcie, gwałtownie odkładając naczynie i odwracając się do chłopaka. - Powinienem być wtedy z tobą, a... uciekłem.
 Heros obdarzył go współczującym uśmiechem. Odstawił bawarkę, zeskakując na podłogę, po czym zbliżył się do demona, obejmując go w pasie.
- Głupi jesteś, wiesz? - wymamrotał w jego pierś. - Przecież potrafię o siebie zadbać, wiesz o tym doskonale.
- Racja - zarechotał Fonos, niewyobrażalnie spięty, nie przywykł do takiej bliskości, toć nienawidził, gdy ktokolwiek dotykał go tak... nagle.
 Krzyś najwyraźniej o tym wiedział, bo doznawszy nagłego olśnienia odsunął się, mamrocząc słowa przeprosin. I wtedy rozległ się dzwonek do drzwi, a dzień rozpoczął się na dobre.

2 komentarze: