Do tego... domostwa włamał się jeszcze w nocy, chcąc odpuścić sobie babskie pogaduszki z Fobosem, które nudziły go coraz bardziej, a dotąd sądził, iż gorsze być nie mogą. "Co cię łączy z Chrisem? No? A z Lily? Jeśli coś jej zrobisz!!!", czy cokolwiek z tego było jego sprawą? Raczej nie. Na luksusowej kanapie zasnął trzymając w ręku świeże piwo, który w małej ilości wylało się i poplamiło dywan, kosztujący tyle, ile zarabiał w ciągu roku. Chrapał przy tym cicho, co jakiś czas przewracając się na drugi bok, by jeszcze bardziej ubrudzić sofę swoimi starymi butami pokrytymi błotem i wszystkim, co akurat znajdowało się na ulicy. Nie sądził, by osoba zamieszkująca ten dom była zadowolona z powodu jego obecności, ale cóż go to w tej chwili obchodziło.
No super. Nie ma to jak brak internetu, Aśka znowu zalegała
z płatnościami, a co za tym szło nie mogła jak zwykle porobić zakupów przy
pomocy swojego laptopa, a to zmusiło ją do wyboru - albo pójdzie zapłacić i
będzie głodować, bo zapewne tak szybko blokady jej nie zdejmą albo pójdzie do
spożywczaka, kupi żarcie, a rachunek zapłaci kiedy indziej. A jako iż była
cholernie głodna, no i też papierosów jej brakowało wybrała tą drugą opcje. O
dziwo gładko poszło jej stanie w kolejkach i przedzieranie się przez tłumy
ludzi na ulicach, ale i tak nie miała na tyle odwagi by też w ten sam dzień
udać się do banku i mieć z głowy ten cholerny internet. Udała się więc w stronę
domu i długo nie trzeba było, by już użerała się z kluczami, których było
mnóstwo i większości nie wiedziała skąd właściwie tyle ich ma i jaki co
otwiera. Po dłuższej chwili udało jej się trafić i otworzyła drzwi. Weszła do
środka, zdjęła płaszcz oraz buty po czym udała się w stronę salonu.
Puff! Reklamówka wylądowała na ziemi, a jej zawartość
poturlała się w stronę kanapy na której rozłożył się pan włamywacz. No tak,
serce mało nie stanęło jej na widok Abla. Dłoń instynktownie powędrowała w
stronę ust i zakryła je uniemożliwiając krzyk. - Mogłeś.. uprzedzić. - Wydusiła
z siebie nawet nie zauważywszy cóż ten chłopak wyczynił z jej kanapą i dywanem.
Niech ma chwilę spokoju, później się będzie wściekać.
Śpiący ewidentnie już nie spał, będąc pod wpływem alkoholu i wszelkich innych substancji, z których korzystał wczorajszej nocy, stawał się bardzo wrażliwy na wszelkie dźwięki. Gdyby nie on połowa internatu zaspałaby, zupełnie ignorując swoje budziki, które on słyszał nawet, gdy umieszczono je parę pokoi dalej. Dopiero po chwili dotarło doń, że stoi nad nim Asiunia, a doskonale wiedział, że nie ujdzie mu na sucho to, co zrobił z jej salonem, toteż zerwał się nagle, przy okazji rozlewając resztki piwa, a także zataczając się, by wpaść na siostrzyczkę i podzielić się z nią pięknym, ulicznym zapachem. Zaraz odbił się od niej, bo raczej nie było to szczytem jej skrytych marzeń i uśmiechnął szeroko, unosząc triumfalnie butelkę. - Za Aśkę - wymamrotał niewyraźnie, na koniec szczerząc się jeszcze bardziej. Oszczędź, siostruniu, oszczędź.
Zaraz przeszło jej zaskoczenie i jednocześnie strach, iż
ktoś zdołał włamać się do jej mieszkania. Bowiem nie przypominała sobie, by ten
idiota posiadał parę zapasowych kluczy. - Jesteś pijany! - Tutaj już nie
hamowała krzyku i zapewne odepchnęłaby go dość boleśnie, gdyby sam nie zdążył
się odsunąć. - Kretynie. - Burknęła odbierając mu piwo kiedy tylko uniósł je
wznosząc "toast". Choć Asia nie znała jeszcze tego słowa, w końcu
kisiła się większość czasu w pokoju, a na żadną imprezę jeszcze nie zawitała. W
sumie to dobrze, bo pewnie pod wpływem alkoholu przeleciałoby ją pół warszawy.
- Łżesz! - wrzasnął prosto do jej ucha, nie miał pojęcia co robi, ale nadal był z siebie zadowolony. Zazwyczaj nie odważyłby się nawet do niej zbliżyć, ryzykując oberwaniem jakimś ostrym narzędziem. - Jesteś wyjątkowo słodka - stwierdził, nagle zmieniając temat. - A te twoje koszulki to naprawdę świetne, jestem w... - urwał, nie wiedząc jak dokończyć to słowo. - Zachwycony! - mruknął już nieco trzeźwiej, co zawdzięczał wrodzonej zdolności do regeneracji, która szczęśliwie i taki stan naprawiała. Westchnął głęboko, pochylając się, by pochwycić osamotnione jabłko i wgryźć się nie. Skrzywił się, czując gorzki smak, jaki powstał z połączenia owocu. Wtem skierował swe kroki w stronę największego okna, by wyjrzeć na zewnątrz, albowiem nie miał bladego pojęcia, jaka jest aktualnie pora dnia. Wychylił się nieco bardziej, a później jeszcze bardziej, aż wreszcie odwrócił do dziewczyny, chcąc oznajmić jej, co też nowego odkrył w tym szerokim świecie, lecz postanowił bujnąć się na piętach, a pech chciał, by okno to było otwarte. Wyleciał. I uderzył w twardy chodniczek ułożony z kamieni. Bólu początkowo nie odczuwał, ale zaraz się to zmieniło. Upadek sprawił, iż odzyskał świadomość, toteż podniósł się, rozejrzał... i wrzasnął, gdy plecy zapłonęły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz